
Minęło już trochę czasu od kiedy wybraliśmy się z Michałem na Sokolicę. Cały czas się oczywiście regularnie wspinaliśmy, a moje umiejętności techniczne wreszcie wyraźnie wzrastały ku mojej wielkiej radości.
Michał w sumie już od dawna mówił, że wybrałby się w Tatry na jakieś wspinanie. Do tej pory się to jednak nie udawało. Czasem nie było warunków, czasem woleliśmy wybrać rower i tak nam spokojnie czas upływał. Tylko średnio co drugi dzień słyszałam, jak to bardzo Michał chciałby zrobić Zacięcie Robakiewicza (III) na Mnichu.
Tak łaził i miauczał o tym Robaku, aż pewnego czwartkowego popołudnia podczas wspinania wypalił:
– Karola, chodźmy w sobotę na Mnicha.
Hm… Opcja wyjazdu w Tatry jest zawsze świetna, ale miałam już trochę inne plany. Piątkowy wieczór musiałam spędzić w Częstochowie w pracy… Chociaż, gdyby wsiąść w ostatni pociąg zaraz po pracy, to w Krakowie bym była po 22. Musiałabym sobie trochę pozmieniać grafik pracy, ale realne.
– Dobra, jedziemy! – chwilę później daję odpowiedź.
– Ja też chcę! – słyszymy od Edyty, która tego dnia wspinała się z nami.
– A dasz sobie tam radę? – pyta Michał, bo Edyta zaczęła się wspinać jakoś miesiąc temu, gdy nas poznała.
– Pewnie, że dam radę! – słyszymy zapewnienie.
Fakt, droga nie jest zbyt trudna, a Edyta jest dość silna, od wielu lat uprawia sport. Michał ma na tyle zapasu, że będzie w stanie poprowadzić całość, a my na drugiego też nie powinnyśmy mieć większego problemu. Staje na tym, że jedziemy w trójkę.
Mnich: Zacięcie Robakiewicza (III [wariant IV]) – relacja z przejścia
Dojazd do Łysej Polany
W pracy udało mi się tak wszystko poukładać, żeby zdążyć na ostatni pociąg do Krakowa. Do Michała dojeżdżam po 22. Tam niecałe 4 godziny snu i o 5:00 ruszamy już razem z Edytą, która chwilę wcześniej dojechała.
Wyjazd od Michała na Zakopiankę jest szybki i bezproblemowy. Michał prowadzi, więc mam chwilę, żeby jeszcze trochę odespać lekko zarwaną noc. Za Nowym Targiem odbijamy na Jurgów, gdzie przekraczamy granicę ze Słowacją. Kilka minut później skręcamy w stronę Jaworzyny Tatrzańskiej.
Samochód zostawiamy na słowackim parkingu przy Łysej Polanie. Jest nieco taniej niż w przypadku polskich parkingów i nie wymaga to rezerwacji. Płacimy więc za postój, chwila przerwy i ruszamy w stronę szlaku.
Z Łysej Polany do Palenicy Białczańskiej i czerwonym szlakiem nad Morskie Oko
Z parkingu idziemy w stronę ronda, ponownie przekraczając granicę polsko-słowacką. Za rondem skręcamy w lewo na Palenicę Białczańską. Wydłuża nam to marsz o jakieś 1,5 km, ale jest taniej.
Szlak nad Morskie Oko jaki jest, każdy wie. Niemal 8 km asfaltu. Jedynym urozmaiceniem są skróty, choć i te jakieś takie lekko nużące. Chyba cała trójka pała podobną sympatią do tego szlaku, choć trzeba przyznać, że samo otoczenie Morskiego Oka, jak i cała Dolina Rybiego Potoku są przepiękne.

Żeby szybciej zleciało, zawsze dzielę ten fragment wyjścia na 6 odcinków:
- Łysa Polana – Palenica Białczańska
- Palenica Białczańska – Wodogrzmoty Mickiewicza
- Wodogrzmoty Mickiewicza – początek skrótów
- Początek skrótów – koniec skrótów
- Koniec skrótów – Polana Włosienica
- Polana Włosienica – Morskie Oko
Mając ten fragment trasy podzielony w taki sposób, dużo łatwiej znieść mi dojście do schroniska. Zresztą, okazuje się, że nie tylko ja, ale Michał oraz Edyta (a także wielu wielu moich górskich znajomych) stosuje podobny podział drogi.

W tę stronę idzie się całkiem przyjemnie. Zmęczenie po jeździe samochodem minęło, wszyscy są podekscytowani, humory dopisują, a tematów do rozmowy nie brakuje. Poranne godziny, dodatkowo przed sezonem, więc póki co tłumów nie ma, a i na zejściu nie powinno być tak źle, jak podczas letnich weekendów. Zajęci rozmową nawet nie zauważamy, jak szybko pokonujemy kolejne nużące etapy asfaltówki i nagle… jesteśmy już na Włosienicy mając fenomenalny widok na Mięguszowieckie Szczyty.

Po około 20 kolejnych minutach marszu jesteśmy przy schronisku. Tam standardowo chwila przerwy, mała sesja zdjęciowa i ruszamy dalej.


Żółtym szlakiem z Morskiego Oka do Doliny za Mnichem
Spod schroniska cofamy się kawałek w stronę Włosienicy, by po chwili skręcić na żółty szlak prowadzący na Szpiglasową Przełęcz. Szlak jest jednym z tych wygodniejszych – duże, dobrze ułożone kamienie i niewielkie nastromienie sprawiają, że szlak nazywany jest powszechnie Ceprostradą. Po krótkim fragmencie przez las wychodzimy w otwarty teren, skąd mamy świetny widok na Mnicha.


Mam nadzieję, że pójdzie nam dość sprawnie. Przyjechałam tu z Częstochowy specjalnie na tego Mnicha, ale wieczorem muszę wrócić. Jutro rano czeka mnie już granie (jako muzyk mam najwięcej pracy właśnie w weekendy…). Fajnie by więc było wrócić do Krakowa po południu, żebym mogła dojechać o jakiejś ludzkiej godzinie do domu i choć trochę się wyspać.

Wyżej mamy do pokonania kilka pojedynczych płatów śniegu, jednak bez problemu do przejścia. Mamy co prawda ze sobą potrzebny sprzęt zimowy, jednak na chwilę obecną nikt nie widzi sensu, by go używać.
Dalej śniegu jest na tyle dużo, że postanawiamy olać zakosy ścieżki i zrobić sobie skrót idąc po prostu po śniegu wprost na próg, gdzie znajduje się rozdroże szlaków. Tu już jest gdzie się zsunąć, pora więc użyć czekanów.

Podejście pod Mnicha
Opuszczamy szlak żółty i przez kilka minut idziemy czerwonym szlakiem przez Dolinę za Mnichem, po czym odbijamy w lewo na wyraźnie wydeptaną w śniegu ścieżkę. Warunki mamy już bardziej zimowe niż letnie, choć Michał twierdzi, że to akurat na plus. Latem pokonuje się tu kilka jedynkowych prożków, aktualnie wszystkie są zasypane. Idzie się po prostu po śniegu, choć momentami bywa stromo.



Przeszliśmy przez pierwszy próg, dalej idziemy chwilę przez wypłaszczenie przy Mnichowych Stawkach, które obecnie są jeszcze pod śniegiem. Ja jestem w tym miejscu pierwszy raz. Jakoś tak wyszło, że pozaszlakowo po polskiej stronie nie działałam zbyt dużo, w okolicach Mnicha jeszcze nie byłam. Nowe otoczenie potęguje doznania i sprawia, że jestem po prostu urzeczona magią tego miejsca.


Docieramy do kolejnego progu, skąd widzimy już kilka wspinających się ekip. No trudno, nic się nie zrobi. Jest sobota, a miejsce dość popularne. Nic dziwnego, że tworzą się zatory. Może ruch się nieco rozładuje zanim nasz wariant połączy się z Drogą przez Płytę.


Został ostatni stromy odcinek w śniegu przed dojściem pod ścianę, po czym wychodzimy na kolejne wypłaszczenie terenu, gdzie widać już początek naszej drogi, który to niestety jest jeszcze w śniegu.


Wejście na Mnicha przez Zacięcie Robakiewicza (III [wariant IV])
Pierwszy wyciąg (III)
Podchodzimy po śniegu tyle, ile się da aż na niewielką półkę skalną, gdzie zakładamy stanowisko do asekuracji. Skracamy sobie przez to nieco pierwszy wyciąg, ale inaczej nie za bardzo jest jak.


Stanowisko założone, ja asekuruję, Michał prowadzi pierwszy wyciąg. Z półki, na której stoimy, musi obejść parę metrów, żeby dostać się z powrotem na drogę. Początek jest łatwy, potem trochę trzeba pokombinować, szczególnie że warto powoli rozglądać się za miejscem na pierwszy przelot. W miarę bezproblemowo udaje mu się dostać do suchej już części drogi, gdzie udaje się założyć w końcu przelot.
Dalej jest już łatwiej – od Michała słyszę, że nawet „bardzo łatwo”. Kolejne metry pokonuje dość sprawnie. Wyżej chyba zmienia nieco zdanie odnośnie trudności drogi – idzie nieco wolniej i ostrożniej, aż wreszcie woła do mnie, że wcale nie jest tak łatwo. Pokonuje główne trudności drogi, dalej jest już faktycznie łatwiej. Niedługo później dociera do stanowiska.
Druga idzie Edyta, ja mam iść ostatnia i polikwidować wszystkie przeloty. Czekając aż ona dotrze do stanowiska, mam okazję wreszcie porządnie się porozglądać i popatrzeć na widoki. Michał słynie ze swojej ponadprzeciętnej kondycji fizycznej, Edyta też od dawna coś trenuje, więc całą drogę goniłam za nimi próbując utrzymać swoje tętno na w miarę dobrym poziomie. Parę razy na jakieś zdjęcie się zatrzymałam, ale potem musiałam to nadrabiać.


Edyta jest już przy stanowisku, pora wreszcie na mnie. Początkowe obejście jest rzeczywiście dość łatwe, szczególnie gdy idzie się bezstresowo na drugiego.

Wyżej trudności rosną. Są co prawda całkiem dobre chwyty w zacięciu, ale stopni za bardzo nie ma. Hmm, nie tego bym się spodziewała po wycenie III. Przyzwyczajona do jurajskiego wapienia spodziewałam się raczej wejścia jak po drabinie. Dla mnie zdecydowanie nie było to III, do jakiego byłam przyzwyczajona. Michał się śmieje, że widać, iż w granicie, to ja się jeszcze nie wspinałam 😛
Stanowisko położone jest na wygodnej półce, która niestety jest częściowo w śniegu. Wydłużam więc sobie autoasekurację tak, by stać na skale i nie przemoczyć butów, po czym oddaję Michałowi zebrany wcześniej sprzęt, przewijamy liny i Michał może zaczynać kolejny wyciąg.


Drugi wyciąg (wariant IV)
Oryginalny przebieg drugiego wyciągu jest nieco inny, łatwiejszy, wyceniony również na III. Spod stanowiska wychodzi się dość łatwym terenem na półkę, skąd systemem zacięć obchodzi się skalną więżę od lewej strony i łączy się z Drogą przez Płytę (II).
Jest też trudniejszy wariant, który po wyjściu na półkę biegnie zacięciem na wprost, pomiędzy dwiema „wieżami”. Tym właśnie wariantem chcemy wejść, a przynajmniej spróbować. Jak nie puści, to zawsze można obejść łatwiejszym wariantem.

Wyjście na półkę nie sprawia Michałowi żadnego problemu. Ten pojawia się, gdy dochodzi do głównych trudności drogi. Okazuje się bowiem, że zacięcie nie dość, że mokre, to jeszcze sączy się z niego niewielki strumyczek wody. Michał odpuszcza i idzie przez chwilę łatwiejszym wariantem. Potem jednak wraca i widzę, że jednak będzie próbował zaatakować trudniejszy wariant.
Nie idzie jednak zacięciem, tylko próbuje wypukłą formacją lekko z lewej. Samo wyjście takie bardziej V niż IV, ale przynajmniej suche. Trochę czasu mu jednak schodzi. Wychodzi wyżej, schodzi, próbuje inaczej. Widać, że nie czuje się tu zbyt dobrze. W końcu postanawia zaryzykować i puszcza, choć za darmo to zdecydowanie nie było.
Dobrze, że przynajmniej moje stanowisko jest teraz w słoneczku i jest mi cieplutko, bo czekając na pierwszym wyciągu tak potwornie zmarzłam, że potem ciężko mi było czuć chwyty.
Dalej na szczęście idzie szybko, po pokonaniu najtrudniejszego miejsca teren robi się bardzo łatwy, trzeba tylko dojść do Drogi przez Płytę (II) i założyć stanowisko.



Edycie też trochę zeszło w najtrudniejszym miejscu, ale w końcu się udało. Dostaję informację, że mogę ruszać, więc idę. Wyjście na półkę jest łatwe. Obawiam się tego trudnego miejsca, ale okazuje się, że pokonałam je najsprawniej z naszej trójki i nie było to dla mnie jakieś szczególnie trudne (ach, komfort chodzenia na drugiego!). Wyżej jest już wręcz banalnie, turystycznym wręcz terenem docieram do stanowiska, które – a jakże – jest częściowo w śniegu.


Trzeci wyciąg – Droga przez Płytę (II)
Bardzo chciałam poprowadzić ten wyciąg. Albo inaczej – bardzo chciałam będąc w domu (no przecież II nie może być trudne). Michała moje prośby przyprawiły pewnie o kilka siwych włosów oraz ponadprzeciętny poziom stresu przez cały ten dzień. Odetchnął więc z ulgą, jak będąc już przy stanowisku powiedziałam, że chyba to jeszcze nie pora i samo przejście na drugiego jest już dla mnie dość emocjonujące, choć mimo wszystko bezstresowe.
Najtrudniejszy jest początek z dwiema ryskami, w których klinuje się nogi i jakoś trzeba się wciągnąć, bo dobrych chwytów to tu raczej nie ma. Kiedyś leżał tu kamień, z którego się startowało, co znacznie obniżało trudności. Teraz, gdy kamienia już nie ma, słyszałam opinie, że trudności tego miejsca są bardziej za IV niż za II. Nawet Michałowi, który szedł już kiedyś tę drogę i ją zna sprawia ten moment niewielki problem.
Kolejnym trudniejszym miejscem jest trawers lewo – nieco czujny, choć tym razem nie sprawia Michałowi praktycznie żadnych trudności. Za trawersem jeszcze kilka łatwiejszych metrów do góry na wygodną półkę, gdzie niestety przyjdzie nam poczekać w kolejce do szczytu. Michał więc montuje tam stanowisko pośrednie, przeciąga liny i ściąga kolejno Edytę i mnie do siebie.

Czekając aż Edyta dojdzie do stanowiska mam czas porobić trochę zdjęć.


Edyta jest przy stanowisku mogę więc iść. Pierwsze metry są faktycznie wymagające. Próbuję jakoś klinować stopy w tych ryskach, ale wychodzi średnio. Jakoś się tam wczołgałam, ale styl nie był najlepszy. Ale się cieszę, że jednak nie muszę tego prowadzić!
Potem jest już wyraźnie łatwiej, choć jak na II, to moim zdaniem dość wymagająco. Czujny trawers, dalej kilka łatwiejszych metrów i jestem i ja przy stanowisku.


Zwolniło się miejsce na wierzchołku, na szczyt zostało ostatnie kilka metrów. Tu już nie ma większych trudności, trzeba wejść kolejno na 2 kamienie i od lewej wejść na wierzchołek Mnicha, gdzie znajduje się stanowisko. Teren jest dla Michała na tyle łatwy, że nie zakłada nawet przelotu. W kilka minut dociera do stanowiska i ściąga nas do siebie.


Na wierzchołku nie ma zbyt dużo miejsca. Druga ekipa zajmuje właśnie stanowisko zjazdowe i przygotowuje się powoli do opuszczenia szczytu. My ten czas wykorzystujemy na dłuższą przerwę, by coś zjeść i porobić zdjęcia. Zresztą, nie ma za nami żadnego czekającego zespołu, możemy więc posiedzieć chwilę dłużej.



Mnich – zjazd ze szczytu i zejście do Doliny za Mnichem
Drugi zespół zjechał, zostaliśmy sami. Za nami dalej nikt nie idzie, nie musimy się więc spieszyć, ale robi się trochę zimno. Będziemy więc powoli przygotowywać zjazd. Edyta robi nam jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć zanim przeniesiemy się do stanowiska zjazdowego.


Zjazd ma 60 m, więc liny o długości 60 m starczy na styk. Pierwszy zjeżdża Michał, za nim Edyta, dla której będzie to pierwszy zjazd w życiu. Pokazuję jej, co i jak, wszystko działa, więc może jechać. Pojawił się jednak mały problem w postaci zbyt mocno zakręconego karabinka. No tak… Zapomniałam jej powiedzieć, że nie dokręca się ich nigdy maksymalnie, bo potem właśnie może być problem, by je odkręcić.
Męczę się chwilę z tym karabinkiem i nic. Próbuje Edyta, mija parę minut… Wreszcie się udaje i może zacząć zjazd. Gdy zwalnia linę, ja wpinam się do zjazdu, likwiduję stanowisko i jadę w dół, na położoną 30 metrów niżej półkę, skąd jedynkowym terenem schodzi się do wydeptanej w śniegu ścieżki prowadzącej do Doliny za Mnichem.

Zjazd skończony, ściągamy linę i pakujemy szpej. Można też wreszcie przebrać buty na wygodniejsze. Mamy trochę jedynkowego terenu do zejścia, w niektórych miejscach zalega jeszcze trochę śniegu, więc momentami trzeba dość ostrożnie. Jest co prawda łatwiejszy wariant – ten, którym podchodzi się pod Płytę, ale nasz zejściowy jest nieco szybszy.
Udaje się jednak w bezpieczny sposób zejść na Mnichowe Plecy, skąd mamy już łatwy teren w śniegu do zejścia. Śnieg o tej porze jest miękki, idealny wręcz do zbiegania, szybko więc docieramy w okolicę Mnichowych Stawków. Tam chwilę błądzimy, bo stawy po południu zaczęły rozmarzać. Jednak po chwili udaje się znaleźć w miarę optymalny wariant i jesteśmy z powrotem na ścieżce, która już w wygodny sposób wyprowadza nas do czerwonego szlaku.

Powrót na Łysą Polanę i do Krakowa
Po kilku minutach czerwony szlak doprowadza nas do rozdroża, gdzie wracamy na Ceprostradę. Tu również robimy sobie skrót po śniegu. Wychodzi nieco szybciej. Kilka późniejszych płatów śniegu również okazuje się bezproblemowa. Raki tego dnia okazały się zbędne użyliśmy jedynie czekanów.
Zejście idzie dość szybko, szlak dość łagodnymi zakosami prowadzi nas w dół. Czas zresztą miło upływa nam na rozmowie. Dyskutujemy głównie o wrażeniach po dzisiejszej drodze i jej trudnościach. Uświadamiam sobie również, co przeważnie czuje Michał, gdy widzi mnie w trudnościach – czułam to samo, gdy on męczył się na drugim wyciągu.
Docieramy do schroniska chcąc zrobić sobie chwilę przerwy, o tej godzinie jest tam jednak tyle ludzi, że szybko z tego pomysłu rezygnujemy i zaczynamy zejście asfaltem. Trochę nam z tym wszystkim zeszło i niestety jest dość późno. Michał mówi, że jeśli uda nam się złapać zjeżdżający w dół np. TOPR, to jest szansa, że zdążę na pociąg.
Ale jak podwózka? A czystość stylu? Pewnie mało kto zrozumie mój tok myślenia, ale dla mnie styl jest niezwykle ważnym elementem wyjść w góry. Nie uznaję wspomagania się kolejkami i podwózkami. Jeśli robię jakieś przejście, to z wejściem i zejściem od samego dołu. Miałabym teraz z tego rezygnować? A co z moim stylem?
Michał niby tłumaczy, że nie jest to przejście kondycyjne, tylko wspinaczkowe, więc styl na tym nie ucierpi, ale jakoś nie bardzo mnie to przekonuje. Choć z drugiej strony… To zejście asfaltówką się zawsze tak okropnie ciągnie i jest tylko przykrą koniecznością. A ja naprawdę muszę zdążyć na pociąg. Może zrobię raz wyjątek?
Okazja nadarza się całkiem szybko. Niestety, nie byliśmy pierwszymi, którzy pomyśleli o tej opcji, samochód TOPRu się co prawda zatrzymuje, żeby chwilę z nami pogadać, po czym odjeżdża dalej nie mając już dla nas miejsca. Do samej Łysej Polany żaden inny pojazd już nie przejechał.
Wracamy więc w lekkich korkach do Krakowa, a ja godzę się z myślą, że będę musiała zarwać kolejną noc i pojechać nocnym pociągiem, na który trochę sobie na dworcu poczekam. Do Częstochowy docieram po 3 nad ranem i po ponad 23 godzinach na nogach.
Ciekawy debiut jeśli chodzi o wspinanie w Tatrach 🙂
Wspinanie na Mnichu – przydatne informacje
Dolina Rybiego Potoku
- Dolina Rybiego Potoku należy do najbardziej popularnych dolin w Tatrach, które każdego roku przyciągają dziesiątki tysięcy turystów.
- W dolnej części doliny leży największe jezioro tatrzańskie – Morskie Oko. Wyżej położone partie doliny obejmują kocioł Czarnego Stawu pod Rysami oraz Dolinkę za Mnichem.
- Dnem doliny biegnie najbardziej uczęszczany szlak w polskich Tatrach, prowadzący do Morskiego Oka, gdzie znajdują się dwa schroniska.
- Cała trasa prowadzi asfaltową drogą (jest opcja przejścia skrótami przez las), co sprawia, że jest dostępna także dla osób starszych i rodzin z dziećmi w wózku. Do Polany Włosienica można dojechać również bryczką.
- Przez dolinę przepływa Rybi Potok wypływający z Morskiego Oka.
- Flora doliny obejmuje około 350 gatunków roślin naczyniowych, z czego około 170 to rośliny wysokogórskie.
- Za starym schroniskiem, po wschodniej stronie potoku, znajduje się niewielkie, gruszkowate jeziorko – Stawek przy Stadliskach. Nieco niżej Rybi Potok rozlewa się na kilka mniejszych jeziorek, znanych jako Rybie Stawki: Małe Morskie Oko, Żabie Oko i Małe Żabie Oko. W okolicach gajówki pod Wantą, Rybi Potok łączy się z Białą Wodą tworząc rzekę Białkę.
Dolina za Mnichem
- Dolinka za Mnichem stanowi odgałęzienie rozległej Doliny Rybiego Potoku.
- Otaczają ją szczyty takie jak Mnich, Szpiglasowy Wierch, Miedziane, Cubryna oraz Ciemnosmreczyńska Turnia.
- Dolinka ma długość niespełna 2 km.
- Najniższe piętro jest położone na wysokości 1785 m n.p.m., w nim pojawia się okresowo wysychający Niżni Staw Staszica (ludowa nazwa – Suche Stawki). Położony jest na wysokości 1790 m n.p.m.
- Wyższy taras, położony na wysokości 1830-1880 m n.p.m., znajduje się u stóp północnej ściany Mnicha, znany jako Wyżnia Mnichowa Płaśń.
- Taras ten jest miejscem, gdzie leży grupa dziewięciu małych Wyżnich Mnichowych Stawków, z których część okresowo wysycha.
- Powyżej Wyżniej Mnichowej Płaśni, u podnóża północno-zachodniej ściany Mnicha, znajduje się kolejny taras – Mnichowe Plecy.
- Najwyższe piętro, znajdujące się na wysokości 2100 m n.p.m., to Zadnia Galeria Cubryńska. Na tym poziomie znajduje się najwyżej położony naturalny zbiornik wodny po polskiej stronie Tatr – Zadni Mnichowy Stawek, usytuowany na wysokości około 2072 m n.p.m.
- Dolina za Mnichem była wykorzystywana do wypasu owiec i wchodziła w skład Hali za Mnichem. Od wieków zajmowali się tym Murzańscy, a ostatnim pasterzem był Jan Murzański z Gronia.
- W dolinie prowadzone były również prace górnicze, w tym niewielkie wydobycie szpiglasu (antymonitu). Dolina stała się także inspiracją dla baletu „Harnasie” skomponowanego przez Karola Szymanowskiego.
- W Dolinie za Mnichem widoczne są wyraźne ścieżki używane przez taterników, które prowadzą w stronę ścian Mnicha, Hińczowej Przełęczy i Cubryny.
Mnich
- Mnich to tatrzański szczyt wznoszący się na wysokość 2068 m n.p.m., zlokalizowany w Dolinie Rybiego Potoku.
- Mimo że kiedyś uważano go za szczyt niedostępny, a później za jeden z najtrudniejszych do zdobycia w całych Tatrach, dziś Mnich jest jednym z najpopularniejszych celów wspinaczkowych zarówno dla początkujących, jak i doświadczonych wspinaczy.
- Mnich, obok Mięguszowieckich Szczytów, jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów otoczenia Morskiego Oka.
- Nazwa Mnicha ściśle odnosi się do kształtu góry, przypominającej postać siedzącego mnicha w kapturze. Liczne ludowe podania również nawiązują do tej formy, opowiadając o mnichu, który wędrował po Tatrach, a po tym jak zginął od uderzenia pioruna, jego postać zamieniła się w skałę, stojącą do dziś nad brzegiem Morskiego Oka.
- Pierwszym zdobywcą Mnicha był Jan Gwalbert Pawlikowski, który w 1879 roku wspiął się na szczyt wraz z przewodnikiem Maciejem Sieczką. To wydarzenie jest często uznawane za symboliczne narodziny polskiego taternictwa. Z kolei pierwsze zimowe wejście na Mnicha miało miejsce w 1910 roku.
- Od tamtej pory na jego ścianach wytyczono dziesiątki różnorodnych dróg wspinaczkowych. Ich trudności wahają się od stosunkowo łatwych, takich jak opisane tutaj Zacięcie Robakiewicza (III), po jedne z najtrudniejszych w Tatrach, z wycenami sięgającymi X-.
Morskie Oko
- Morskie Oko to jezioro polodowcowe o powierzchni 35 ha położone na wysokości 1395 m n.p.m.
- Jest to bez wątpienia najbardziej popularne i najliczniej odwiedzane miejsce w polskiej części Tatr
- Mierzy 862 m długości i 568 m szerokości, a jego głębokość sięga aż 51 m
- Morskie Oko zasilają wody Czarnostawiańskiego Potoku i Mnichowego Potoku, które tworzą wodospady Czarnostawiańska Siklawa i Dwoista Siklawa
- Jest uznawane za jedno z pięciu najpiękniejszych jezior świata
- To jedyne naturalnie zarybione jezioro po polskiej stronie Tatr, gdzie występują pstrągi potokowe
- Ze względu na bogactwo ryb dawniej nazywano je „Rybim Jeziorem”
- Na przełomie XIX i XX wieku trwał spór terytorialny o Morskie Oko między hrabią Władysławem Zamoyskim a księciem Christianem Hohenlohem, który przy wsparciu węgierskiej żandarmerii niszczył infrastrukturę turystyczną utrudniając Polakom dostęp do jeziora. Ostatecznie w 1902 roku sąd w Grazu przyznał te tereny Galicji i Zamoyskiemu.
- Według legendy Morskie Oko miało podziemne połączenie z Morzem Adriatyckim, co tłumaczono rzekomym wyłowieniem ze stawu szkatułki z kosztownościami zatopionymi w Adriatyku
- Dawniej po Morskim Oku pływały tratwy i łodzie przewożące turystów, a na brzegu jeziora znajdował się drewniany pomost
- Nad brzegiem Morskiego Oka, na limbie, wisi kapliczka z figurką Maryi, znana jako Matka Boska od Szczęśliwych Powrotów. Powstała na pamiątkę robotników, którzy zginęli pod lawiną podczas wyrąbywania lodu dla schroniska. Z czasem uległa zniszczeniu i została zastąpiona najpierw gipsową figurką, a później płaskorzeźbą.
Szlaki
Szlaki w Dolinie Rybiego Potoku:
- czerwony z Toporowej Cyrhli przez Psią Trawkę, Rówień Waksmundzką i Polanę pod Wołoszynem nad Wodogrzmoty Mickiewicza i dalej drogą asfaltową nad Morskie Oko (5:05 h, 890 m przewyższenia, 15,2 km)
- czerwony z Palenicy Białczańskiej nad Morskie Oko i dalej na Rysy przez Czarny Staw pod Rysami (6:15 h, 1540 m przewyższenia, 12,5 km)
- czerwony dookoła Morskiego Oka (0:50 h, 35 m przewyższenia, 2,5 km)
- niebieski znad Morskiego Oka przez Świstówkę Roztocką do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (2 h, 455 m przewyższenia, 4 km)
- żółty znad Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz i dalej na Szpiglasowy Wierch (2:30 h, 770 m przewyższenia, 4,5 km)
- czerwony znad Morskiego Oka nad Czarny Staw pod Rysami, a następnie zielony przez Kazalnicę Mięguszowiecką na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem (3:30 h, 920 m przewyższenia, 3,8 km)
- żółty znad Morskiego Oka w stronę Szpiglasowej Przełęczy do Doliny za Mnichem, a następnie czerwony przez Dolinę za Mnichem na Wrota Chałubińskiego (2:15 h, 615 m przewyższenia, 3,6 km)
Dojazd do szlaków
- Do Palenicy Białczańskiej można dojechać busami jeżdżącymi z nowo wyremontowanego dworca autobusowego w Zakopanem. Koszt przejazdu to około 15 zł. Więcej informacji na ten temat można przeczytać klikając tutaj.
- O parkowaniu w rejonie Palenicy Białczńskiej oraz kupnie biletu można przeczytać tutaj.
- Nie mając zakupionego biletu na parking, można zostawić samochód na jednym z parkingów po słowackiej stronie. Obecnie (sierpień 2024) koszt wynosi 13 euro, lub 65 zł.
- Przy wejściu na czerwony szlak w Toporowej Cyrhli znajduje się niewielki, płatny parking.
- Samochód można również zostawić nieco dalej, przy restauracji „7 Kotów”. Parking jest bezpłatny, choć zdarzało się, że w sezonie ktoś pobierał opłatę.
- Do Toporowej Cyrhli dostaniemy się autobusami linii 11 (Cyrhla – Krzeptówki) oraz linii 21 (Cyrhla – Mała Łąka).
- Obie linie autobusowe zatrzymują się na dworcu w Zakopanem. Rozkład jazdy można sprawdzić tutaj.
Co warto wiedzieć o wspinaczce na Mnichu?
- Na Mnicha nie prowadzą i nigdy nie prowadziły żadne oznakowane szlaki. Nie prowadzi na niego również żaden „łatwy” wariant pozaszlakowy.
- Aby wejść na Mnicha, nawet najprostszą drogą, niezbędne są podstawowe umiejętności wspinaczkowe i sprzęt asekuracyjny, choć zdarzają się osoby podejmujące próbę bez zabezpieczeń.
- Aby wejść na Mnicha zgodnie z przepisami, należy wcześniej zarejestrować się w Książce Wyjść Taternickich. Rejestracji można dokonać online na stronie wspinanie.tpn.pl lub bezpośrednio w schronisku nad Morskim Okiem. W zgłoszeniu trzeba wskazać wybraną drogę, skład zespołu oraz przewidywane godziny wyjścia i powrotu. Po zakończeniu wspinaczki należy pamiętać o usunięciu wpisu, aby uniknąć niepotrzebnych działań poszukiwawczych.
- Aby zejść z Mnicha, należy wykonać zjazd wzdłuż zachodniej ściany używając liny o długości co najmniej 60 metrów. Zjazd prowadzi przez płytę na dużą platformę, skąd terenem za I można zejść do ścieżki.
Wspinanie wielowyciągowe
- Wspinanie wielowyciągowe to rodzaj wspinaczki, w której wspinacze pokonują kilka odcinków (wyciągów) drogi wspinaczkowej, zatrzymując się na stanowiskach pośrednich
- Wyciąg to pojedynczy odcinek drogi wspinaczkowej między dwoma stanowiskami
- Stanowisko we wspinaczce składa się z kilku punktów asekuracyjnych, połączonych w taki sposób, aby obciążenie rozkładało się równomiernie na wszystkie punkty gwarantując maksymalne bezpieczeństwo dla wspinaczy, którzy z niego korzystają
Jak to wygląda w praktyce?
W dużym uproszczeniu:
- Najpierw asekurowany z dołu wspinacz nr 1 prowadzi pierwszy wyciąg.
- Po dotarciu do stanowiska, zakłada autoasekurację i zaczyna asekurować z góry wspinacza nr 2.
- Następnie wspinacz nr 2 pokonuje pierwszy wyciąg.
- Po dotarciu do wspinacza nr 1, wspinacz nr 2 zakłada autoasekurację.
- Wyciąg jest skończony i procedura zaczyna się od nowa.
Więcej o wspinaniu wielowyciągowym można przeczytać klikając tutaj.
Zacięcie Robakiewicza (III) na Mnichu – topo
Topo oraz opis drogi można znaleźć klikając tutaj.
Bilety wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego
Aby cieszyć się pięknem Tatrzańskiego Parku Narodowego, konieczne jest posiadanie ważnego biletu wstępu. Bilety można zakupić zarówno online, jak i w punktach sprzedaży znajdujących się przy wejściach do parku.
Aktualnie (sierpień 2024) cena biletów wynosi:
- bilet normalny: 10 zł
- bilet ulgowy: 5 zł
Warunki i wyposażenie
- Zanim podejmiemy decyzję o wyjściu, dobrze jest sprawdzić prognozę pogody (najlepiej Meteoblue lub Mountain Forecast).
- Do wspinaczki na Mnicha najlepiej sprawdzą się buty wspinaczkowe, jednak na opisanej drodze można również używać butów podejściowych mając odpowiedni zapas umiejętności.
- Warto zadbać o wygodne, elastyczne spodnie wspinaczkowe. W plecaku warto mieć kurtkę przeciwdeszczową na wypadek zmiany pogody. Rękawiczki wspinaczkowe będą również przydatne.
- Czołówka z zapasowymi bateriami może okazać się przydatna w przypadku niespodziewanego opóźnienia lub w sytuacjach awaryjnych. Powinna być lekka, wodoodporna i posiadać funkcję regulacji jasności.
- Wybierając się w teren pozaszlakowy, należy pamiętać o zabraniu ze sobą kasku. Ja również na takie wyjścia zawsze zabieram ze sobą linę, uprząż oraz zestaw osobisty na wypadek zapychu w zbyt trudnym terenie.
- Ubrania powinny być lekkie i oddychające, ale jednocześnie chronić przed słońcem i wiatrem. Należy zabrać ze sobą warstwową odzież, która zapewni komfort w różnych warunkach pogodowych (stojąc długo na stanowisku można naprawdę nieźle wymarznąć).
- W telefonie warto zapisać numery alarmowe do tatrzańskich służb ratunkowych: 985 lub 601 100 300. Dodatkowo, warto zainstalować bezpłatną aplikację Ratunek – jej opis i funkcje można znaleźć na stronie www.ratunek.eu.
- Przy niskim pułapie chmur i mgle ścieżka może być słabiej widoczna. Łatwo więc o pobłądzenie w takich warunkach. Do nawigacji polecam w tym wypadku aplikacje Locus Map oraz mapy.cz, a także wspomaganie się zwykłym kompasem.
Artur Szymanowski
Myślę, że taki podział trasy do Moka jest bardzo naturalny. Bo jak pomyśleć o całości podejścia to aż zniechęca…
Fajnie opisane, ciekawie się czytało.
Karolina
Dzięki! Fajnie, że się podoba 🙂
Do góry asfaltem zawsze jakoś leci. Człowiek się cieszy, że jest w górach, ludzi jeszcze dość mało. Ale w dół to nawet ten podział nieraz nie pomaga 🙈
Piotr buka
Dobrze się czyta ciekawa treść i piękne fotki