
Mięguszowiecki Szczyt Wielki to piękna, potężna i niezwykle honorna góra. Dostać się na nią wcale nie jest tak łatwo. Wszystkie „turystyczne” drogi są długie, skomplikowane i mocno eksponowane.
Według obecnych pomiarów, jest to piętnasty szczyt zaliczany do Wielkiej Korony Tatr. Jeśli jednak kogoś interesuje moje zdanie, to uważam, że popularne WKT ma sens tylko wtedy, gdy tych szczytów jest 14, tak jak tych prawdziwych ośmiotysięczników. Tak czy inaczej, Mięguszowiecki Szczyt Wielki jest nie tylko górą piękną, ale też znacznie trudniejszą od wszystkich innych szczytów WKT. Warto więc po prostu na niego wejść.
Tak się składa, że Michał był już na Mięguszu kilka razy, różnymi drogami, została mu tylko jedna – przez Zachód Janczewskiego. Nie jest to może optymalna droga na pierwsze wejście na tę górę – krucha, dość wymagająca i niezbyt często odwiedzana – ale doświadczenie pozaszlakowe jakieś już mam, więc czemu nie.
Mięguszowiecki Szczyt Wielki drogą przez Zachód Janczewskiego – relacja z wejścia
Dojazd z Krakowa na Łysą Polanę
W Tatrach zapowiada się cały tydzień dobrej pogody. Aż żal nie wykorzystać. Początkowo chcemy podziałać naprawdę mocno od wtorku aż do soboty. Niestety, ze względu na formalności związane z nowym kierunkiem studiów, byłam zmuszona skrócić wyjazd jedynie do czwartku. Szkoda, bo w weekend chciałam sobie ze znajomymi gdzieś przebiwakować. No trudno, w 3 dni też można sporo zrobić, i tak będzie fajnie!
Wyjeżdżamy z Krakowa wczesnym rankiem. Jedziemy tylko we dwójkę, więc samochód zostawiamy na parkingu po słowackiej stronie na Łysej Polanie. Jest nieco taniej i bez konieczności rezerwacji miejsc.
Z Łysej Polany do Palenicy Białczańskiej i czerwonym szlakiem nad Morskie Oko
Gdy wyruszamy jest 6:20. Dość szybko docieramy do Palenicy Białczańskiej, gdzie zaczyna się czerwony szlak prowadzący nad Morskie Oko, a ja już wtedy czuję, że to nie będzie za darmo.
Idzie mi się źle. Naciągnęłam sobie trochę na bieganiu mięsień w nodze, który teraz dość mocno daje o sobie znać. No ale przecież nie zrezygnuję z wejścia. Może i idę wolniej niż normalnie, ale ważne, że idę. Jakoś to rozchodzę, a gdy skończy się asfalt i zacznie prawdziwe podejście, przestanie mi to aż tak przeszkadzać.
Póki co odliczam tylko mijane charakterystyczne punkty starając się iść jak najbardziej na autopilocie. Wodogrzmoty, skróty, Włosienica. Jeszcze trochę i będzie schronisko, a wraz z nim wyczekiwana przerwa. Może spróbuję trochę rozciągnąć ten mięsień.
Dzień jest dość ciepły, więc siadamy sobie na zewnątrz na dostępnych ławkach. O tej porze jest tutaj tak pięknie! Cicho, spokojnie, a zamiast tłumów tylko parę osób, z których większość pewnie pójdzie na Rysy, może niektórzy na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem.
Po krótkim odpoczynku robię jeszcze kilka zdjęć i ruszam za Michałem.


Żółtym szlakiem z Morskiego Oka w stronę Doliny za Mnichem
Jeśli chodzi o samą drogę przez Zachód Janczewskiego na Mięguszowiecki Szczyt Wielki, to istnieje kilka wariantów, by się tam dostać. Jednak ze względu na potężny obryw na wschodniej ścianie góry, zdecydowanie bezpieczniejszą opcją jest dotarcie do zachodu przez Galerie Cubryńskie oraz Klimkową Ławkę.
Drogę na Galerie można sobie również nieco skrócić i zamiast iść do Doliny za Mnichem i podchodzić pod Mnicha, można podejść sobie Mnichowym Żlebem i odbić od razu na Małą Galerią Cubryńską, co właśnie mamy w planach.

No ale plany planami, tylko jak się dostać do wylotu żlebu? Zimą tego problemu nie ma, można iść bezpośrednio od stawu. Teraz byłoby to dość uciążliwe ze względu na kosówkę i kruszyznę. Chyba najlepiej będzie podejść sobie kawałek żółtym szlakiem w stronę Doliny za Mnichem, a później po prostu przetrawersować pod żleb.
Ruszamy więc żółtym szlakiem prowadzącym aż na Szpiglasowy Wierch. Pójdziemy tędy pewnie przez jakieś pół godziny, potem będziemy wypatrywać jakiegoś dogodnego momentu, żeby odbić do żlebu.
Po wyjściu z lasu odsłania nam się już całkiem fajny widok na ten żleb, jednak ciągle nie widzimy dogodnego odbicia. Idziemy dalej mając cały czas nadzieję, że wyżej uda się coś wykombinować.

Trawers do Mnichowego Żlebu
Docieramy do miejsca, gdzie żółty szlak odbija w prawo. Tu żegnamy się z oznaczeniami szlaku na długi okres czasu. Odbijamy w lewo na trawers prowadzący pod Mnichem aż do Mnichowego Żlebu.

Nie idzie się zbyt przyjemnie sporo kruszyzny i luźnych kamieni, ale czasem możemy zauważyć jakieś niewyraźne ślady ścieżki, czasem pojawia się też kopczyk, więc czasem ktoś tędy chodzi.
Dalej zaczyna się zabawa, bo teren robi się coraz bardziej zarośnięty. Mamy trochę trawek, trochę paproci. Parę razy trzeba było improwizować, gdy utknęło się w jakiejś gęstszej botanice. Zgubić się jednak ciężko. Trzeba po prostu jakoś dostać się pod żleb tak, jak puszcza, a potem odbić w prawo.

Podejście Mnichowym Żlebem na Małą Galerię Cubryńską
W Mnichowym Żlebie trafiamy na… ściężkę. I to całkiem prawdziwą! Jest szeroka i wyraźna. No tego to się tutaj kompletnie nie spodziewaliśmy. Może i jest dość krucho, ale ścieżka sporo ułatwia.

Nastromienie rośnie, poziom kruszyzny również, a żleb jest dość długi. Dłuży się strasznie, szczególnie że nie znoszę kruchego terenu i też nie do końca idzie mi w nim dobrze. Przejść przejdę, ale przyjemności zero.
Wyżej jest jeszcze gorzej, parch straszny, wszystko się osuwa. Ja nie wiem, jak Michał może lubić taki teren. Dobrze, że po obu stronach żlebu są skałki, więc czegoś się zawsze można chwycić lub przytrzymać. Na szczęście za chwilę będziemy już odbijać w lewo na Małą Galerię Cubryńską. Tam powinno być znacznie lepiej.



Trudności nie są zbyt duże, dość łatwy 0+, ale niestety tu również jest bardzo krucho, chociaż w żlebie było znacznie gorzej. Teraz dodatkowo jest tutaj mokro, co nie ułatwia sprawy. Na szczęście jest to dosyć krótki fragment, więc po chwili docieramy do początku Małej Galerii Cubryńskiej.


Przejście przez Małą Galerię Cubryńską na Wielką Galerię Cubryńską
Teraz mamy trawers prowadzący przez Małą Galerię Cubryńską na Wielką Galerię Cubryńską. Pod sam koniec jest trochę skałek, wygląda stromo, ale z daleka wszystko wygląda źle. Jak podejdzie się bliżej, to pewnie okaże się, że nie jest to nic szczególnie trudnego.

Można w to miejsce dotrzeć również dłuższym, ale za to o wiele bardziej przyjemnym wariantem przez Dolinę za Mnichem i Mnichowe Plecy. Jest to zdecydowanie bardziej popularna opcja i dużo częściej chodzona. Jest także o wiele mniej krucha, więc jak ktoś nie lubi parchu (jak np. ja), to lepiej będzie po prostu wydłużyć trochę przejście i oszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów.
Przejście Małej Galerii Cubryńskiej jest dość krótkie, zajmuje nam może kilka minut. Są kopczyki, jest ścieżka. Jest też kruszyzna. Ech, sporo tego kruchego terenu i wcale nie zapowiada się, że dalej będzie lepiej.
Docieramy do skałek wyprowadzających na Wielką Galerię Cubryńską i faktycznie, nie jest tam tak trudno i stromo, jak to wyglądało jeszcze parę minut wcześniej. Trudności 0+, czasem pojawia się jakiś ślad ścieżki. Trzeba jedynie uważać, bo tu podobnie jak przy odbiciu na Małą Galerię Cubryńską jest trochę mokro.

Dalej mamy jeszczę chwilę łatwego terenu, po czym docieramy na początek Wielkiej Galerii Cubryńskiej.

Przejście przez Wielką Galerię Cubryńską na Klimkową Ławkę
Tutaj również mamy ścieżkę, są kopczyki. Jest też wszechobecna kruszyzna. Tyle, że nie nie będziemy szli ścieżką. Ona prowadzi w stronę Hińczowej Przełęczy. My natomiast musimy dostać się jakoś po tym głazowisku na początek Klimkowej Ławki.

Idziemy więc tak, jak puszcza w stronę widocznej trawiastej półki. Może niekoniecznie jest to optymalny wariant, ale teren nie jest trudny, jedynie dość uciążliwy, bo kruchy. Niedługo później przecinamy żleb opadający z Hińczowej Przełęczy docierając tym samym na Klimkową Ławkę.

Przejście przez Klimkową Ławkę na Czerwone Siodełko
Samą Klimkową Ławkę wspominam chyba najgorzej z całego przejścia. Nie dość, że krucho, to jeszcze mokre i strome trawki, a ekspozycja dosyć spora. Niby nic trudnego, ale jest wąsko, a mokre trawki działają na psychikę.

Muszę przyznać, że jak zawsze noszę raczki w plecaku, nawet latem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się okazać przydatne, tak tym razem zapomniałam. No i oczywiście jak nie wzięłam, to by się tu mocno przydały. A przynajmniej mogłyby poprawić znacznie mój komfort psychiczny, bo czułam się tutaj już mocno na jego granicy.

Dalej jest jeszcze bardziej wąsko i krucho. Psychicznie bardzo nieprzyjemny fragment, szczególnie na zejściach, bo teren jest lekko pofalowany. Raz trzeba delikatnie podejść, innym razem trochę zejść.

W pewnym miejscu dochodzimy sporego uskoku. Niżej widać dalszy fragment Klimkowej Ławki, więc w jakiś sposób musimy się tam dostać. Myślimy przez chwilę, którędy by tu puściło, ale nie za bardzo widzimy bezpieczną możliwość zejścia.
Ostatecznie postanawiamy trochę się cofnąć i zejść nieco niżej dość nieprzyjemnym, choć względnie łatwym terenem. Dałoby się to zrobić dużo łatwiej, bo niżej zauważyliśmy nawet ścieżkę. Wystarczy nie iść za wszelką cenę przy skałach i na pewno da się zauważyć odbicie nieco niżej w lewo.


Widzę ten teren i robi mi się słabo. Przecież ja tego nie przejdę! Nie przy tych śliskich trawkach. To już zdecydowanie przekracza poziom mojego komfortu. Nie chcę tego iść.
Mówię Michałowi, żeby poszedł dalej sam, a ja wrócę. On jest już jednak gdzieś w połowie tego terenu i odpowiada, że to już właściwie końcówka ławki, że to tylko z daleka wygląda tak źle, a w rzeczywistości jest całkiem dobrze, że dam sobie radę. No dobra… Chyba mnie przekonał. Idę.



Końcówka Klimkowej Ławki wyglądała na naprawdę stromą. W rzeczywistości te wgłębienia w trawie okazują się stopniami, a z bliska nastromienie również nie jest aż tak spore. Zdecydowanie trudniejsze okazało się zejście do tego miejsca.
Przechodzę bez większego problemu i docieram do Michała, który czeka już na mnie na Czerwonym Siodełku, gdzie dochodzi też inna opcja dostania się pod Zachód Janczewskiego. Ta opcja jest o wiele szybsza od naszego wariantu, wystarczy odbić do Mięguszowieckiego Kotła z zielonego szlaku prowadzącego na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem.
No ale jak już wspominałam, droga ta wiedzie bezpośrednio pod obrywem Turni Kurczaba i ciągle istnieje spore ryzyko dalszych obrywów, więc lepiej tym wariantem póki co nie chodzić.



Z Czerwonego Siodełka na Mięguszowiecki Przechód przez Zachód Janczewskiego
Zachód Janczewskiego wygląda o wiele przyjemniej niż wcześniejsza Klimkowa Ławka. Zaczyna się dość stromymi trawkami, ale już chwilę później teren łagodnieje i robi się całkiem łatwo. Zresztą widać, że czasami ktoś się tędy przejdzie.



Trawki wyprowadzają nas na strome i skośne płyty. Wygląda ciekawie, ale technicznie nie jest to trudne. No, tyle że ekspozycja spora. Dobrze, że przynajmniej jest tutaj sucho i nie trzeba się stresować o przyczepność butów.



Za płytami mamy trochę stromych trawek, ale to nic w porównaniu do tego zła na Klimowej Ławce. Niedługo potem teren z powrotem łagodnieje i nie wygląda już na to, by miało nas tu zaskoczyć coś trudniejszego.



Powyższy trawers może i z daleka robi wrażenie, ale w rzeczywistości jest całkiem łatwy. Jest krucho, jak zresztą na całości dotychczas przebytej drogi, ale jak już się tędy idzie, to wydaje się dość szeroki i nieszczególnie stromy.

Za przewinięciem pojawiają się kopczyki wskazujące dalszą drogę a teren robi się dużo bardziej skalisty, ale za to z o wiele bardziej litą skałą. Idzie się więc przyjemnie i bez jakichś większych trudności.


Zachód Janczewskiego będzie się pewnie powoli kończył, my tymczasem mijamy jakiś niewielki obryw. Niegroźny, do przejścia bez problemu, ale trzeba uważać na sporo luźnych głazów, które przy większym obciążeniu mogłyby runąć w dół.

Końcowy fragment zachodu wyprowadza nas trawiastym terenem pod duży i charakterystyczny kopczyk, którego nie sposób przegapić. W tym miejscu zachód się kończy, a dalszy teren robi się zdecydowanie mniej przyjazny.



Należy tu odbić w lewo na skały w stronę Mięguszowieckiego Przechodu. Opcji jest pewnie wiele, trudności podobne. Wystarczy iść jak puszcza. My wybieramy wariant prowadzący lekkimi zakosami, który wydaje nam się najbardziej optymalny.


Mijamy po drodze jakiś kopczyk, który utwierdza nas w przekonaniu, że wybraliśmy właściwy wariant i chwilę później łatwym, zeroplusowym terenem docieramy na Mięguszowiecki Przechód. Resztę drogi na Mięguszowiecki Szczyt Wielki pokonamy granią.



Granią z Mięguszowieckiego Przechodu na Mięguszowiecki Szczyt Wielki
Na szczyt został nam już tylko ostatni, choć najtrudniejszy i mocno efektowny fragment. Nie jest on długi, ale Michał chce się tam asekurować, co nie do końca spotyka się z moim entuzjazmem.
No przecież radzę sobie w jedynkowym terenie, nie chcę tam iść na sznurku, jak za przewodnikiem. Może gdybym mogła iść pierwsza i prowadzić… No ale takiej opcji póki co nie ma. Wspinam się co prawda sportowo, ale nigdy nie osadzałam własnej asekuracji, nie do końca mam nawet pojęcie, jak robić to w poprawny sposób.
Zresztą. wspinanie na własnej asekuracji to już dla mnie na tyle poważna sprawa, że wolałabym najpierw pójść na jakiś kurs, najlepiej w Sokoliki i tam pod okiem wykwalifikowanej osoby nabrać trochę doświadczenia, dowiedzieć się, co robię źle, co mogłabym poprawić, itd.
Nie zmienia to jednak faktu, że grań wygląda na dość łatwą, a asekuracja jeszcze dodatkowo spowolni nasze już i tak późne wejście. Teren, który pokonywaliśmy był naprawdę poważny. Dużo trawersów, kruszyzny i ekspozycji. Poruszaliśmy przez to bardzo ostrożnie, co niestety zajęło sporo czasu.
Michał jednak jest nieugięty. Za bardzo się o mnie boi w takim terenie, więc widząc, że nic nie ugram, po prostu wiążę się z nim liną i dalszą część drogi pokonamy na lotnej asekuracji.


Początek jest bardzo łatwy i przyjemny. Lita skała, kruszyzny brak, naprawdę całkiem fajna zabawa. Ale już niedługo później zaczynam być Michałowi wdzięczna za tę linę, bo trudności grani to takie dość mocne I, choć znajdą się też krótkie fragmenty bardziej za II, co w rozwalonych podejściówkach jest już lekko problematyczne.

Tu muszę dodać, że wariant granią nie jest najłatwiejszą opcją dostania się na szczyt z Mięguszowieckiego Przechodu. Optymalny wariant prowadzi balkonikami i tarasami nieco poniżej trawersując grań.
Dlaczego więc wybraliśmy trudniejszą opcję? Kwestia orientacji. Na grani, której trudność określana jest na I/II raczej ciężko się zgubić i zapchać w trudny teren. Idziemy raczej jak puszcza, co nie byłoby już tak oczywiste, gdybyśmy wybrali ten łatwiejszy wariant.
Niedługo później łączymy się z ostatnim fragmentem Drogi po Głazach, skąd na szczyt mamy już naprawdę blisko, a trudności również nieco spadają.

Wbrew pozorom, ten fragment jest jeszcze dość wymagający. Znajdują się tu bowiem dość spore bloki skalne, pomiędzy którymi Michał sobie przeskakuje. Ja w skakanie nie bardzo umiem, więc muszę jakoś kombinować z przechodzeniem pomiędzy nimi, co wcale takie łatwe nie jest.

Przechodzimy ostatni uskok w grani. Od prawej jest trochę łatwiej, wisi tam zresztą jakaś pętla do zjazdu, co trochę mnie uspokaja, bo o ile do góry to zawsze się jakoś wygramolę, tak w dół już niekoniecznie.
Za uskokiem grań się rozszerza, a trudności spadają niemal do zera. Nie bawimy się już więc w żadne przeloty, tu nikt z nas nie spadnie. Mijamy dwójkowy zespół, który schodzi w stronę Hińczowej Przełęczy i chwilę później mamy szczyt tylko dla siebie.

Na szczycie jest przepięknie. Nie wieje, w słońcu temperatura jest całkiem przyjemna. Nie możemy sobie jednak pozwolić na jakąś dłuższą przerwę. Dochodzi 16:00, trochę zeszło, a dni w połowie września nie są już wcale takie długie. Musimy przecież jeszcze bezpiecznie zejść i to najlepiej do szlaku zanim zrobi się ciemno. Robimy więc tylko trochę zdjęć, wpisujemy się do zeszytu, no i będziemy schodzić.



Mięguszowiecki Szczyt Wielki – panorama






Mięguszowiecki Szczyt Wielki – zejście Drogą po Głazach
Fragmentem zachodniej grani Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego na Wielką Mięguszowiecką Ławkę
Jeszcze idąc do góry zastanawialiśmy się, który wariant wybrać na zejście. Bo to, że nie będziemy schodzić drogą wejścia, wiedzieliśmy już od dłuższego czasu. Jest za późno, a droga jest długa, krucha i wymagająca sporej ostrożności. No i nie oszukujmy się – nie ma szans, że świadomie wróciłabym na te mokre i strome trawki.
Najkrócej byłoby zejść na Hińczową Przełęcz i dalej już w znany teren na Wielką Galerię Cubryńską. Michał jednak nie bardzo pamięta, jak idzie sie te wszystkie trawersy. Ja na Mięguszu jestem pierwszy raz, innych dróg nie znam, a topograficznie przygotowałam się tylko z drogi wejściowej, bo planując całe wyjście, nie zakładaliśmy powrotu inną drogą.
Może nad Hińczowy Staw? Orientacyjnie łatwo, no i dość krótko. No ale co dalej? Moglibyśmy próbować złapać jakiegoś stopa, ale marna szansa, że o godzinie, o której prawdopodobnie będziemy na parkingu, kogoś jeszcze tam spotkamy. Zbyt ryzykowne.
Zostaje Droga po Głazach, choć i tu Michał nie bardzo pamięta jej dokładny przebieg. Jest to jednak najpopularniejsza droga prowadząca na Mięguszowiecki Szczyt Wielki, jest sporo kopczyków. Jakoś trafimy, choć niestety, ta droga jest dość długa, najpierw trzeba trochę zejść, żeby później znowu podejść, a potem czeka nas jeszcze zejście po ciemku z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem. Innego wyjścia jednak nie mamy.
Zaczynamy więc zejście granią. Początkowo jest dość łatwo, więc bez większych problemów docieramy do stanowiska zjazdowego z pętli. To właśnie od tego miejsca grań robi się bardziej wymagająca, ale tam już nie idziemy. Czeka nas dość wymagające zejście na Wielką Mięguszowiecką Ławkę.

Michał schodzi bez większego problemu, ja decyduję się na zjazd. Wszystko ładnie, pięknie, no tyle że brakuje jakichś 2 lina jest za krótka i brakuje jakichś 2 metrów do łatwiejszego terenu.
Nieco zestresowana mam już zamiar ściągnąć linę i jakoś zejść, ale Michał wpada na pomysł, żeby dowiązać do liny kilka pętli. Mam ich użyć jako poręczówki, co już jest o wiele bardziej komfortowe.
Chwilę później jestem już w łatwym terenie obok Michała, ściągamy linę, zwijamy ją i ruszamy w kierunku Wielkiej Mięguszowieckiej Ławki.

Przejście przez Wielką Mięguszowiecką Ławkę na Pośrednią Mięguszowiecką Ławkę
Teren robi się bardziej przyjazny, pod nogami mamy całkiem wyraźną ścieżkę, a nachylenie z każdym metrem pokonywanym w dół nieco spada.
Jest krucho, ale nie przeszkadza to jakoś bardzo mocno. Zaczynam nawet nabierać nadziei, że teraz już będzie coraz lepiej i coraz łatwiej. Ach, gdybym wiedziała, co mnie jeszcze będzie czekać…
Idziemy tak sobie przez piargi i trawki aż do miejsca, gdzie trzeba odbić gdzieś w lewo pod skały i podejść na Pośrednią Mięguszowiecką Ławkę.
No, tylko… którędy? Michał nie do końca pamięta, a patrząc z naszego miejsca, wszystko wydaje się strome i trudne.
Postanawiamy zaufać kopczykom, które początkowo prowadzą nas całkiem sensownym wariantem. Robi się coraz bardziej stromo, aż w pewnym momencie docieramy pod kominek, który wygląda dość parszywie.
Michał mówi, że to na pewno nie jest optymalny wariant i on idąc Drogą po Głazach obchodził to jakoś inaczej – było na pewno łatwiej. Tu potwierdza się to, co już wiemy od dawna – kopczyki może i bywają pomocne, ale nic nie zastąpi dobrej znajomości topografii i samodzielnego myślenia.
Jest za późno, żeby się wracać i szukać innego wariantu. Kominek może i wygląda parszywie i jest mokry, ale trudności pewnie nie przekraczają I.
Michał przechodzi, choć sam twierdzi, że łatwo nie jest, o czym sama się po chwili przekonuję. Chwytów praktycznie brak, stopnie też takie sobie, idzie się głównie na tarcie, a wszystko tam jest mokre…
Robi się na tyle poważnie, że kilka metrów przed końcem trudności proszę Michała, który jest już w łatwym terenie, żeby rzucił mi kawałek liny. Choćby dla lepszego komfortu psychicznego. Trwa to jednak na tyle długo, że w końcu decyduję się zaryzykować i z duszą na ramieniu pokonuję ostatnie trudności.
Uff, chyba najgorsze za nami. Tu już niestety zmęczenie, długość drogi, jej powaga i wszechobecna kruszyzna przytłoczyły mnie totalnie. Moja głowa rozpaczliwie pragnęła przerwy, by choć na chwilę oderwać uwagę od pokonywanych już przez wiele godzin trudności. Na przerwę jednak nie było czasu, a w dodatku Michał straszy mnie jeszcze jakimś trawersem…
Jak z reguły zawsze robię sporą ilość zdjęć, żeby mieć później z czego wybierać, tak z tego zejścia nie mam ani jednego. Mój umysł przeszedł w tryb „Przeżyć” i dopiero na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem poczułam się na tyle bezpiecznie, żeby zrobić parę ujęć zachodzącemu słońcu.
Dobrze, że trudności chwilowo maleją. Kilka minut później docieramy na Pośrednią Mięguszowiecką Ławkę, gdzie możemy trochę odetchnąć, choć niestety nie na długo – czeka nas jeszcze kilka trudnych miejsc.
Przejście przez Pośrednią Mięguszowiecką Ławkę na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem przez Trawers Westwalewicza
Z Pośredniej Mięguszowieckiej Ławki schodzimy stromą, lecz wyraźną ścieżką, by następnie przeciąć piarżysko.
Boże, znowu kruszyzna, i to jeszcze trawers. Do góry to jeszcze jakoś po piargach wyjdę, ale trawersem? Przecież ja się zsunę z tymi kamulcami gdzieś tam w przepaść – tu już głowa ewidentnie nie współpracowała i ciężko było zmusić się do racjonalnego myślenia.
Dobrze, że jednak jest Michał, który przeszedł pierwszy robiąc mi w tym piarżysku jakieś stopnie i dodając otuchy, że nie jest tak strasznie, jak wygląda. Zresztą, jakie mam inne wyjście? Przecież nie zostanę tu czekając nie wiadomo na co.
Faktycznie, nie jest aż tak bardzo źle, ostrożnie, krok za krokiem poruszam się do przodu, choć mam wrażenie, że sam trawers ciągnie się w nieskończoność i po cichu już błagam, nawet nie wiem kogo, żeby to się wreszcie skończyło.
Za trawersem musimy jeszcze trochę podejść zboczem Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego pod Trawers Westwalewicza. Zboczem – a jakżeby inaczej – kruchym, jednak do góry idzie się o wiele bardziej komfortowo, więc już bez większych problemów docieramy pod wspomniany wcześniej trawers.
Tak patrzę, jak Michał go przechodzi i sobie myślę, czy aby na pewno to jest to miejsce, którym mnie tak chłop straszył całą drogę powrotną? Może i jest ekspozycja, ale na tej półeczce bez problemu idzie postawić stopę, skała jest lita, chwyty też jakieś są. Luksus w porównaniu do tych paskudnych piargów.
Przy przejściu okazuje się, że może jednak nie taki luksus, ale też nic szczególnie trudnego. Może i był jeden trudniejszy krok, który sprawił mi lekki problem, ale w sumie, to dalej nie wiem, czemu on mnie tym trawersem straszył. Przecież dzisiejszego dnia pokonywaliśmy zdecydowanie trudniejsze miejsca od tego.
Na tym trudne miejsca się kończą. Dalsza droga jest już coraz łatwiejsza, ekspozycja maleje i po chwili docieramy do wyraźnej ścieżki, którą schodzimy na przełęcz.



Zejście zielonym szlakiem z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem nad Czarny Staw pod Rysami
Na przełęczy robimy dosłownie kilka minut przerwy i schodzimy dalej. Nie możemy sobie pozwolić na więcej, słońce już zachodzi wynagradzając nasz trud niesamowitym spektaklem, ale oznacza to, że zostało nam maksymalnie 40 min zanim zrobi się całkowicie ciemno.
Może i zejście z przełęczy nie stanowi dla nas żadnego problemu, ale ekspozycji tam nie brakuje, jest kilka miejsc ubezpieczonych łańcuchem, przydaje się pomoc rąk. Zdecydowanie bezpieczniej będzie zejść ten fragment, nim na dobre zapadnie ciemność.

Tu, w porównaniu do wcześniejszej drogi, idzie całkiem sprawnie. Najpierw chwila łatwego, skalnego zejścia, potem galeryjka i po kilku minutach mamy Kazalnicę Mięguszowiecką. To tu zaczyna się najtrudniejsza część zejścia.
Już w lekkim półmroku docieramy do ubezpieczonej części szlaku. Najpierw stromy kominek z klamrami, potem ścianka z łańcuchami, a na koniec wąska, eksponowana półka. Dwie ostatnie klamry wyznaczają koniec tej zabawy. Czas nas goni, więc nawet nie próbujemy się bawić w próby przejścia bez używania sztucznych ułatwień.
Po tylu godzinach spędzonych poza szlakiem wszystko wydaje się tutaj banalnie proste, toteż w zapadających ciemnościach nie zauważyliśmy, że szlak skręca i poszliśmy prosto po jakimś zarysie ścieżki i głazach. Szliśmy tak sobie rozmawiając, zadowoleni, że wszystkie trudności już za nami i dopiero po kilku minutach zorientowaliśmy się, że chyba coś jest nie tak i ten szlak coś dziwny. Chyba już znak, że pora ubrać czołówkę.
Wracać nam się nie chce, schodzimy więc do szlaku lekko trawersując starając się już bardziej zwracać uwagę na kolejne oznaczenia mając na uwadze, że pobłądzenie w ciemnościach może mieć nieciekawe konsekwencje, a ewentualna pomoc nie nadejdzie już tak szybko.
Na dalszym zejściu nie mamy już podobnych przygód i bez problemów docieramy nad Czarny Staw pod Rysami.
Czerwonym szlakiem znad Czarnego Stawu pod Rysami nad Morskie Oko
Dawno nie byłam tak wykończona, a jeszcze to znienawidzone zejście znad Czarnego Stawu. Jest strome, kamienie są śliskie. No, przynajmniej o tej porze nie ma już ludzi.
O dziwo, humory nam z Michałem dopisują. Na tym etapie już nam wszystko jedno, możemy się jedynie śmiać z całej zaistniałej sytuacji. Tu już nie idzie tak szybko. Zmęczenie robi swoje, zresztą, i tak wcześniej niż przed północą na parkingu nie będziemy. Mamy łatwy teren, nie musimy się już przed niczym spieszyć.
Zejście w końcu się kończy, a my docieramy do ścieżki okrążającej staw, która po kilkunastu minutach doprowadza nas do schroniska, przed którym… czeka na nas kilka osób.
Okazuje się, że czekają na nas, od kiedy spostrzegli światła naszych czołówek i z niepokojem obserwując nasze zejście o tak późnej porze, postanowili zaczekać na wypadek, gdyby coś się tam u góry wydarzyło.
Czerwonym szlakiem znad Morskiego Oka do Palenicy Białczańskiej i powrót na Łysą Polanę
Chwilę rozmawiamy ze wszystkimi, ale jest bardzo późno, nikt nikogo nie chce zatrzymywać, więc kilka minut później zaczynamy zejście asfaltową drogą. Towarzyszy nam jedna z czekających na nas osób. I całe szczęście, bo z Michałem już pod sam koniec zejścia nie mieliśmy już za bardzo ani sił ani ochoty, żeby rozmawiać, a nowo poznany turysta całkiem umiejętnie nas zagadywał, przez co czas mijał dosyć przyjemnie i nawet nie wiem, kiedy, znaleźliśmy się przy Wodogrzmotach Mickiewicza.
Tutaj niestety musieliśmy się rozdzielić. Poznany turysta schodził do schroniska w Dolinie Roztoki. Nas jeszcze czekało zejście na Łysą Polanę, już w totalnym kryzysie egzystencjalnym i z górowstrętem większym od samego Mięgusza.
Na parking docieramy kilka minut przed północą. Totalnie wyczerpani. Nie ma nawet szans, że kolejnego dnia pójdziemy w góry, a te 2 kolejne dni, które mieliśmy tutaj spędzić, to spędzimy, ale w Krakowie lecząc górowstręt.
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Wielki – podsumowanie
Bez wątpienia Mięguszowiecki Szczyt Wielki jest górą piękną. Piękną, ale i niezwykle wymagającą i muszę przyznać, że całe przejście mnie po prostu przytłoczyło.
Czy to było dla mnie za trudne? Zdecydowanie nie! Technicznie robiłam już trudniejsze rzeczy. Co więc tu poszło nie tak? Myślę, że zbyt małe doświadczenie w terenie pozaszlakowym. Nie była to moja pierwsza pozaszlakowa góra, nie był to pierwszy sezon pozaszlakowy. Działałam już w poprzednich latach, najpierw po polskiej stronie, później po słowackiej kompletując szczyty Wielkiej Korony Tatr, w tym sezonie byłam już z Michałem na wielu przejściach.
Nigdy jednak nie spotkałam się z tak dużym nagromadzeniem trudności psychicznych (bardzo dużo kruchego terenu, mokre i strome trawki, parszywy kominek, wymagająca grań, czy Trawers Westwalewicza), co w połączeniu z powagą terenu i długością drogi mnie po prostu przerosło. Do tego Michał, który zawsze bardzo się stresuje, gdy widzi mnie w trudnym lub eksponowanym miejscu…
Być może za rok bawiłabym się świetnie na tej drodze, teraz niestety całe przejście sprawiło więcej stresu niż frajdy. A wystarczyłoby pewnie pochodzić jeszcze przez jeden sezon nawet w łatwe, ale bardzo kruche miejsca i już mogłoby być inaczej.
Na pewno nie jest to droga na pierwsze wejście na tę górę. Warto najpierw przejść się na Mięguszowiecki Szczyt Wielki od Hińczowego Stawu lub Drogą po Głazach, która również wcale nie jest taka banalna, jak myślałam, że będzie.
Drogę przez Zachód Janczewskiego mogę polecić osobom, które mają już większe doświadczenie poza szlakiem, znają dość dobrze topografię masywu, a kruszyzna nie jest im obca. Mało tego, poruszają się w kruchym terenie dość pewnie i sprawnie. To samo tyczy się poruszania w stromych trawkach. Niegłupim pomysłem jest zabranie tutaj raczków, bo przy mokrych trawkach można naprawdę nieźle polecieć, a najmniejsze ześlizgnięcie się w tym terenie, to po prostu game over.
Będąc jednak odpowiednio przygotowanym do tego przejścia, taka tura z pewnością przyniesie ogrom satysfakcji i zostanie zapamiętana jako świetna przygoda, a nie osiemnastogodzinna wyrypa, po której zostanie jedynie górowstręt.
Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Wielki – przydatne informacje
Dolina Rybiego Potoku
- Dolina Rybiego Potoku należy do najbardziej popularnych dolin w Tatrach, które każdego roku przyciągają dziesiątki tysięcy turystów.
- W dolnej części doliny leży największe jezioro tatrzańskie – Morskie Oko. Wyżej położone partie doliny obejmują kocioł Czarnego Stawu pod Rysami oraz Dolinkę za Mnichem.
- Dnem doliny biegnie najbardziej uczęszczany szlak w polskich Tatrach, prowadzący do Morskiego Oka, gdzie znajdują się dwa schroniska.
- Cała trasa prowadzi asfaltową drogą (jest opcja przejścia skrótami przez las), co sprawia, że jest dostępna także dla osób starszych i rodzin z dziećmi w wózku. Do Polany Włosienica można dojechać również bryczką.
- Przez dolinę przepływa Rybi Potok wypływający z Morskiego Oka.
- Flora doliny obejmuje około 350 gatunków roślin naczyniowych, z czego około 170 to rośliny wysokogórskie.
- Za starym schroniskiem, po wschodniej stronie potoku, znajduje się niewielkie, gruszkowate jeziorko – Stawek przy Stadliskach. Nieco niżej Rybi Potok rozlewa się na kilka mniejszych jeziorek, znanych jako Rybie Stawki: Małe Morskie Oko, Żabie Oko i Małe Żabie Oko. W okolicach gajówki pod Wantą, Rybi Potok łączy się z Białą Wodą tworząc rzekę Białkę.
Dolina za Mnichem
- Dolinka za Mnichem stanowi odgałęzienie rozległej Doliny Rybiego Potoku.
- Otaczają ją szczyty takie jak Mnich, Szpiglasowy Wierch, Miedziane, Cubryna oraz Ciemnosmreczyńska Turnia.
- Dolinka ma długość niespełna 2 km.
- Najniższe piętro jest położone na wysokości 1785 m n.p.m., w nim pojawia się okresowo wysychający Niżni Staw Staszica (ludowa nazwa – Suche Stawki). Położony jest na wysokości 1790 m n.p.m.
- Wyższy taras, położony na wysokości 1830-1880 m n.p.m., znajduje się u stóp północnej ściany Mnicha, znany jako Wyżnia Mnichowa Płaśń.
- Taras ten jest miejscem, gdzie leży grupa dziewięciu małych Wyżnich Mnichowych Stawków, z których część okresowo wysycha.
- Powyżej Wyżniej Mnichowej Płaśni, u podnóża północno-zachodniej ściany Mnicha, znajduje się kolejny taras – Mnichowe Plecy.
- Najwyższe piętro, znajdujące się na wysokości 2100 m n.p.m., to Zadnia Galeria Cubryńska. Na tym poziomie znajduje się najwyżej położony naturalny zbiornik wodny po polskiej stronie Tatr – Zadni Mnichowy Stawek, usytuowany na wysokości około 2072 m n.p.m.
- Dolina za Mnichem była wykorzystywana do wypasu owiec i wchodziła w skład Hali za Mnichem. Od wieków zajmowali się tym Murzańscy, a ostatnim pasterzem był Jan Murzański z Gronia.
- W dolinie prowadzone były również prace górnicze, w tym niewielkie wydobycie szpiglasu (antymonitu). Dolina stała się także inspiracją dla baletu „Harnasie” skomponowanego przez Karola Szymanowskiego.
- W Dolinie za Mnichem widoczne są wyraźne ścieżki używane przez taterników, które prowadzą w stronę ścian Mnicha, Hińczowej Przełęczy i Cubryny.
Morskie Oko
- Morskie Oko to jezioro polodowcowe o powierzchni 35 ha położone na wysokości 1395 m n.p.m.
- Jest to bez wątpienia najbardziej popularne i najliczniej odwiedzane miejsce w polskiej części Tatr
- Mierzy 862 m długości i 568 m szerokości, a jego głębokość sięga aż 51 m
- Morskie Oko zasilają wody Czarnostawiańskiego Potoku i Mnichowego Potoku, które tworzą wodospady Czarnostawiańska Siklawa i Dwoista Siklawa
- Jest uznawane za jedno z pięciu najpiękniejszych jezior świata
- To jedyne naturalnie zarybione jezioro po polskiej stronie Tatr, gdzie występują pstrągi potokowe
- Ze względu na bogactwo ryb dawniej nazywano je „Rybim Jeziorem”
- Na przełomie XIX i XX wieku trwał spór terytorialny o Morskie Oko między hrabią Władysławem Zamoyskim a księciem Christianem Hohenlohem, który przy wsparciu węgierskiej żandarmerii niszczył infrastrukturę turystyczną utrudniając Polakom dostęp do jeziora. Ostatecznie w 1902 roku sąd w Grazu przyznał te tereny Galicji i Zamoyskiemu.
- Według legendy Morskie Oko miało podziemne połączenie z Morzem Adriatyckim, co tłumaczono rzekomym wyłowieniem ze stawu szkatułki z kosztownościami zatopionymi w Adriatyku
- Dawniej po Morskim Oku pływały tratwy i łodzie przewożące turystów, a na brzegu jeziora znajdował się drewniany pomost.
- Nad brzegiem Morskiego Oka, na limbie, wisi kapliczka z figurką Maryi, znana jako Matka Boska od Szczęśliwych Powrotów. Powstała na pamiątkę robotników, którzy zginęli pod lawiną podczas wyrąbywania lodu dla schroniska. Z czasem uległa zniszczeniu i została zastąpiona najpierw gipsową figurką, a później płaskorzeźbą.
Mięguszowiecki Szczyt Wielki
- Mięguszowiecki Szczyt Wielki wznosi się ponad 1000 m ponad taflą Morskiego Oka osiągając wysokość 2438 m n.p.m., co czyni go drugim najwyższym szczytem w Polsce i najwyższym spośród trzech Mięguszowieckich Szczytów.
- Szczyt leży na granicy polsko-słowackiej, oddzielając Dolinę Hińczową od Doliny Rybiego Potoku.
- Znajduje się na Głównej Grani Tatr, pomiędzy Cubryną a Mięguszowieckim Szczytem Pośrednim, od którego oddziela go Mięguszowiecka Przełęcz Wyżnia.
- Mięguszowiecki Szczyt Wielki posiada dwa wierzchołki: zachodni, będący głównym, oraz wschodni, niższy (2427 m), które oddziela Mięguszowiecka Szczerba.
- Pierwszego letniego wejścia na Mięguszowiecki Szczyt Wielki dokonali 28 czerwca 1877 roku Ludwik Chałubiński wraz z przewodnikami Wojciechem Rojem i Maciejem Sieczką. Zimą natomiast szczyt został zdobyty 13 lutego 1906 roku przez Ernsta Dubkego, Alfreda Martina, Johanna Breuera i Johanna Franza.
- Masyw Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego był świadkiem wielu tragicznych wypadków zarówno wśród taterników, jak i turystów. Jedno z najtragiczniejszych zdarzeń miało miejsce w1992 roku, gdy na drodze Świerza zginął doświadczony instruktor Jerzy Hirszowski oraz troje młodych taterników.
- Mięguszowiecki Szczyt Wielki to popularny cel wspinaczkowy. Latem taternicy najczęściej wybierają Czołówkę MSW i grań Mięguszowieckich Szczytów. Zimą rzadziej pokonują drogi na Mięguszowieckim Filarze oraz ścianach wschodniej, północnej i północno-zachodniej.
Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem
- Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem to przełęcz w Głównej Grani Tatr położona na wysokości 2308 m n.p.m. na granicy polsko-słowackiej.
- Nazwa przełęczy wywodzi się od charakterystycznej, samotnej turni o wysokości 15 m zwanej Chłopkiem, która jest dobrze widoczna z daleka.
- Jest to najwyżej położona przełęcz w Polsce, na którą można dotrzeć szlakiem turystycznym.
- Przełęcz pod Chłopkiem od około 200 lat stanowiła łatwe połączenie Doliny Mięguszowieckiej z Doliną Rybiego Potoku, a prowadziła na nią ścieżka kłusownicza.
- W latach 1886–1898 Towarzystwo Tatrzańskie zamontowało stalowe klamry, a następnie na podejściu od Bańdziocha wysadzono skały, by ułatwić przejście i oznakowano szlak.
- W 1976 r. szlak zamknięto z powodu kruchości skał, jednak po polskiej stronie otwarto go ponownie w 1986 r., podczas gdy po słowackiej pozostał zamknięty.
- Szlak na Przełęcz pod Chłopkiem uchodzi za jeden z trudniejszych w Tatrach (0+), wymagający dobrego przygotowania turystycznego. Przez długi czas jedynymi ułatwieniami było siedem stalowych klamer, jednak jakiś czas temu za pierwszą klamrą dodano kilka łańcuchów, co nieco ułatwia przejście.
- W rejonie Przełęczy pod Chłopkiem można spotkać wiele rzadkich gatunków roślin. Są to gatunki występujące w Polsce wyłącznie w Tatrach, i to na bardzo nielicznych stanowiskach.
Kazalnica Mięguszowiecka
- Kazalnica Mięguszowiecka to jedna z najpopularniejszych ścian w polskich Tatrach stanowiąca jedno z największych wyzwań dla taterników.
- Znajduje się na niej wiele dróg o różnym stopniu trudności, z których większość jest bardzo wymagająca, osiągając trudność do IX+.
- Nie jest samodzielnym szczytem, lecz kulminacją bocznej grani, która odchodzi ku północy od Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego.
- W kierunku Czarnego Stawu pod Rysami ściana opada pionowo na wysokość około 500 m.
- W ścianach Kazalnicy wyróżniają się liczne formacje, takie jak Filar Kazalnicy czy Kocioł Kazalnicy, zwany również „Sanktuarium”.
- Pierwszego letniego przejścia środkiem ściany dokonali Czesław Łapiński i Kazimierz Paszucha 31 sierpnia 1942 roku, stosując na kilku metrach nowatorską technikę hakową. Zimowe wejście tą drogą miało miejsce w 1957 roku, a dokonali go Jan Długosz, Czesław Momatiuk, Andrzej Pietsch i Marian Własiński.
- Wspinacze potocznie nazywają Kazalnicę „Zerwą”, a niekiedy żartobliwie „Amboną”. Jej pierwotna nazwa, nadana ponad 100 lat temu, odnosi się do charakterystycznego kształtu i formy kulminacji.
Czarny Staw pod Rysami
- Czarny Staw pod Rysami to również jezioro polodowcowe o powierzchni 20,64 ha położone na wysokości 1583 m n.p.m.
- To jedno z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych jezior w Tatrach.
- Wiele osób traktuje go jako przedłużenie wędrówki do Morskiego Oka.
- Mierzy 578 m długości i 444 m szerokości, a jego maksymalna głębokość sięga około 76 m.
- Jest drugim najgłębszym jeziorem w Tatrach oraz czwartym najgłębszym w Polsce.
- Nad taflą stawu góruje potężna ściana Kazalnicy Mięguszowieckiej.
- Z północno-zachodniej strony kotła Czarnego Stawu, po skalnym progu, spływa potok tworząc Czarnostawiańską Siklawę.
- Nad zachodnim brzegiem Czarnego Stawu stoi żelazny krzyż postawiony w 1836 roku dzięki staraniom ówczesnego proboszcza z Poronina przeniesiony w to miejsce znad brzegu Morskiego Oka.
- Wody Czarnego Stawu zamieszkują sinice Pleurocapsa, które nadają jezioru charakterystyczne zabarwienie, dlatego tafla jeziora wydaje się ciemnoniebieska, a czasami niemal czarna – stąd jego nazwa. Ponadto, przez dużą część dnia kocioł jeziora pozostaje w cieniu.
Szlaki
Szlaki w Dolinie Rybiego Potoku:
- czerwony z Toporowej Cyrhli przez Psią Trawkę, Rówień Waksmundzką i Polanę pod Wołoszynem nad Wodogrzmoty Mickiewicza i dalej drogą asfaltową nad Morskie Oko (5:05 h, 890 m przewyższenia, 15,2 km)
- czerwony z Palenicy Białczańskiej nad Morskie Oko i dalej na Rysy przez Czarny Staw pod Rysami (6:15 h, 1540 m przewyższenia, 12,5 km)
- czerwony dookoła Morskiego Oka (0:50 h, 35 m przewyższenia, 2,5 km)
- niebieski znad Morskiego Oka przez Świstówkę Roztocką do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (2 h, 455 m przewyższenia, 4 km)
- żółty znad Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz i dalej na Szpiglasowy Wierch (2:30 h, 770 m przewyższenia, 4,5 km)
- czerwony znad Morskiego Oka nad Czarny Staw pod Rysami, a następnie zielony przez Kazalnicę Mięguszowiecką na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem (3:30 h, 920 m przewyższenia, 3,8 km)
- żółty znad Morskiego Oka w stronę Szpiglasowej Przełęczy do Doliny za Mnichem, a następnie czerwony przez Dolinę za Mnichem na Wrota Chałubińskiego (2:15 h, 615 m przewyższenia, 3,6 km)
Dojazd do szlaków
- Do Palenicy Białczańskiej można dojechać busami jeżdżącymi z nowo wyremontowanego dworca autobusowego w Zakopanem. Koszt przejazdu to około 15 zł. Więcej informacji na ten temat można przeczytać klikając tutaj.
- O parkowaniu w rejonie Palenicy Białczńskiej oraz kupnie biletu można przeczytać tutaj.
- Nie mając zakupionego biletu na parking, można zostawić samochód na jednym z parkingów po słowackiej stronie. Obecnie (luty 2025) koszt wynosi 13 euro, lub 65 zł.
- Przy wejściu na czerwony szlak w Toporowej Cyrhli znajduje się niewielki, płatny parking.
- Samochód można również zostawić nieco dalej, przy restauracji „7 Kotów”. Parking jest bezpłatny, choć zdarzało się, że w sezonie ktoś pobierał opłatę.
- Do Toporowej Cyrhli dostaniemy się autobusami linii 11 (Cyrhla – Krzeptówki) oraz linii 21 (Cyrhla – Mała Łąka).
- Obie linie autobusowe zatrzymują się na dworcu w Zakopanem. Rozkład jazdy można sprawdzić tutaj.
Co warto wiedzieć o wejściu na Mięguszowiecki Szczyt Wielki?
- Na Mięguszowiecki Szczyt Wielki nie prowadzą żadne szlaki turystyczne, jednak znajduje się on na terenie udostępnionym dla taterników, co pozwala na legalną wspinaczkę.
- Najbardziej popularną drogą jest tzw. Droga po Głazach, której punktem wyjścia jest Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. Trudności tej drogi miejscami są wyższe niż te, które napotkać można np. na Orlej Perci. Inna, nieco łatwiejsza droga prowadzi od Wielkiego Hińczowego Stawu na Słowacji. Istnieje także możliwość wejścia od Hińczowej Przełęczy oraz opisywany tu, mało popularny wariant przez Zachód Janczewskiego.
- Wejście na Mięguszowiecki Szczyt Wielki zajmuje około 5 godzin od Morskiego Oka przez Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem i Drogę po Głazach, 4–5 godzin przez Galerie Cubryńskie i Hińczową Przełęcz, oraz 2 godziny z Doliny Mięguszowieckiej od Wielkiego Hińczowego Stawu. Wariant prowadzący przez Zachód Janczewskiego jest najdłuższy i może zająć ponad 5 godzin.
- Wszystkie drogi prowadzące na Mięguszowiecki Szczyt Wielki są trudne, mocno eksponowane i wymagają dużego doświadczenia górskiego oraz umiejętności wspinaczkowych. Dodatkowym utrudnieniem jest brak wyraźnie wytyczonych ścieżek, co w trudnym terenie może łatwo prowadzić do zagubienia.
- Do wejścia na szczyt nie jest konieczny sprzęt wspinaczkowy, ale nie jest to też łatwa góra. Nawet najłatwiejsza droga od Hińczowego Stawu ma wycenę I, sporo ekspozycji i wymaga dobrej orientacji w terenie.
- W przeszłości miało tu miejsce wiele wypadków, w tym również tragicznych, w których ginęli nawet bardzo doświadczeni turyści i taternicy.
- Ponieważ szczyt leży na granicy polsko-słowackiej, warto zadbać o odpowiednią polisę ubezpieczeniową. Najtańsze opcje kosztują kilka złotych za dzień, jednak w przypadku poruszania się poza szlakiem może być konieczne wykupienie dodatkowego rozszerzenia, na przykład na sporty wysokiego ryzyka lub ekstremalne. Ja korzystam z całorocznego ubezpieczenia w ramach członkostwa w austriackim Alpenverain.
- Aby wejść na Mięguszowiecki Szczyt Wielki od polskiej strony, zgodnie z przepisami, należy wcześniej zarejestrować się w Książce Wyjść Taternickich. Rejestracji można dokonać online na stronie wspinanie.tpn.pl lub bezpośrednio w schronisku nad Morskim Okiem. W zgłoszeniu trzeba wskazać wybraną drogę, skład zespołu oraz przewidywane godziny wyjścia i powrotu. Po zakończeniu wspinaczki należy pamiętać o usunięciu wpisu, aby uniknąć niepotrzebnych działań poszukiwawczych.
Bilety wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego
Aby cieszyć się pięknem Tatrzańskiego Parku Narodowego, konieczne jest posiadanie ważnego biletu wstępu. Bilety można zakupić zarówno online, jak i w punktach sprzedaży znajdujących się przy wejściach do parku.
Aktualnie (marzec 2025) cena biletów wynosi:
- bilet normalny: 10 zł
- bilet ulgowy: 5 zł
Warunki i wyposażenie
- Zanim podejmiemy decyzję o wyjściu, dobrze jest sprawdzić prognozę pogody (najlepiej Meteoblue lub Mountain Forecast).
- Do przejścia wystarczą buty podejściowe, choć jeśli czujemy się niepewnie, to można wziąć na grań buty wspinaczkowe.
- Warto zadbać o wygodne, elastyczne spodnie wspinaczkowe. W plecaku warto mieć kurtkę przeciwdeszczową na wypadek zmiany pogody. Rękawiczki wspinaczkowe będą również przydatne.
- Klimkowa Ławka porośnięta jest stromymi trawkami, które ze względu na zacienioną wystawę lubią być mokre. Warto wrzucić raczki do plecaka, żeby później nie stresować się niepotrzebnie, jak ja podczas tego przejścia.
- Czołówka z zapasowymi bateriami może okazać się przydatna w przypadku niespodziewanego opóźnienia lub w sytuacjach awaryjnych. Powinna być lekka, wodoodporna i posiadać funkcję regulacji jasności.
- Wybierając się w teren pozaszlakowy, należy pamiętać o zabraniu ze sobą kasku. Ja również na takie wyjścia zawsze zabieram ze sobą linę, uprząż oraz zestaw osobisty na wypadek zapychu w zbyt trudnym terenie.
- Ubrania powinny być lekkie i oddychające, ale jednocześnie chronić przed słońcem i wiatrem. Należy zabrać ze sobą warstwową odzież, która zapewni komfort w różnych warunkach pogodowych
- W telefonie warto zapisać numery alarmowe do tatrzańskich służb ratunkowych: 985 lub 601 100 300. Dodatkowo, warto zainstalować bezpłatną aplikację Ratunek – jej opis i funkcje można znaleźć na stronie www.ratunek.eu.
- Przy niskim pułapie chmur i mgle ścieżka może być słabiej widoczna. Łatwo więc o pobłądzenie w takich warunkach. Do nawigacji polecam w tym wypadku aplikacje Locus Map oraz mapy.cz, a także wspomaganie się zwykłym kompasem.
Dodaj komentarz