
Minęło już trochę czasu od kiedy wybraliśmy się z Michałem na Sokolicę. Cały czas się oczywiście regularnie wspinaliśmy, a moje umiejętności techniczne wreszcie wyraźnie wzrastały ku mojej wielkiej radości.
Minęło już trochę czasu od kiedy wybraliśmy się z Michałem na Sokolicę. Cały czas się oczywiście regularnie wspinaliśmy, a moje umiejętności techniczne wreszcie wyraźnie wzrastały ku mojej wielkiej radości.
O tej drodze wspominałam już we wcześniejszym wpisie. Spodobała mi się nazwa, a i trudności drogi nie są zbyt wygórowane. Fakt, dwa pierwsze wyciągi mogą sprawić lekkie trudności. Umówiłam się więc z Michałem, który robił tę drogę już kilka razy, że on poprowadzi dwa pierwsze wyciągi, ja natomiast wezmę dwa kolejne.
O drodze „Spoko – to nie Maroko” (IV) usłyszałam po raz pierwszy, gdy ćwiczyliśmy autoratownictwo na Krzemionkach. Nie ukrywam, zaciekawiła mnie głównie nazwa. Na tyle, że będąc już w domu, sprawdziłam sobie, co to za droga. Ku mojej radości odkryłam, że trudności nie są wygórowane. Tym bardziej zamarzyło mi się zrobić tę drogę, o czym oczywiście od razu powiadomiłam Michała.
Od czasu drytoolingu na Zakrzówku dość regularnie umawialiśmy się z Michałem na wspinanie. Jak pogoda pozwalała, to nawet codziennie. Raz tylko we dwoje, raz większą grupą, raz bardziej towarzysko, innym razem mając konkretne, sportowe cele.
Święta, jak to w zawodzie muzyka minęły mi jak zwykle na pracy. U rodziny zostałam w sumie do wtorku. Wieczorem miałam wracać. Wtedy też napisał do mnie Michał, którego miałam okazję poznać kilka dni wcześniej na drytoolingu:
Wspinałam się już od jakiegoś czasu, ale muszę przyznać, że od dawna chciałam spróbować drytoolingu, czyli wspinania w rakach i z czekanami. Tylko jakoś tak nie było za bardzo z kim, bo poza Michałem i Elizą, o których więcej można przeczytać w tym wpisie, nie miałam nikogo, w szczególności w Krakowie, gdzie na co dzień studiuję.
Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén