"Długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie." - Tadeusz Różewicz

Babia Góra zimą: piekło czy raj?

Weekend po powrocie z pierwszego zimowego wyjazdu w Tatry minął szybko. Zajęłam się pracą, sobotnie próby, niedzielny koncert. To były intensywne 2 dni. Nawet nie miałam kiedy pomyśleć o górach.

Dopiero w poniedziałek, jak już emocje opadły, dopadła mnie szara rzeczywistość. Ach, jakże mi brakowało tych zimowych pejzaży, śniegu trzeszczącego pod butami, nawet lekkiego mrozu!

Hmm… A może by pojechać jeszcze gdzieś? W Tatry już co prawda nie dam rady, ale gdzieś bliżej, w Beskidy, czemu nie… Tylko gdzie? Barania Góra, Skrzyczne, a może Babia? Babia! Jest najwyższa z tych 3, będzie fajnie!

Myślę sobie: „Dobra, mam plan, sprawdzę prognozy pogody i odezwę się do Marcina, może się uda jechać wspólnie.”, po czym zajęłam się swoimi sprawami.

Jakież było moje zdziwienie, gdy zerkając potem w telefon znalazłam wiadomość od Marcina:

-Cześć, na weekend jest fajna pogoda. Nie chcesz w góry?

-No pewnie, że chcę! Nawet miałam pisać do Ciebie, bo wymyśliłam sobie Babią! – odpisuję.

Weekend co prawda odpadał ze względu na moją pracę, ale Marcinowi udało się wziąć wolne na piątek, ja w sobotę musiałam być dopiero po południu w Częstochowie, więc mamy 2 dni do wykorzystania. Działamy!

Babia Góra zimą – relacja z przejścia

Dojazd na Przełęcz Krowiarki

Budzik dzwoni o 3:00. Jezu Christe… Że niby ja to wymyśliłam? A Marcin? Wziął wolne, żeby wstać dużo wcześniej niż do pracy i jeszcze się cieszy… Co jest z nami nie tak?

Zwlokłam się jakoś z łóżka i wyglądam przez okno. Ciemno, zimno, a do tego pizga. Brrrr… Na szczęście kawa z jajecznicą stawiają mnie na nogi.

Niedługo później biorę spakowany już plecak i wsiadam do auta. Ruszam w drogę i zaczynam czuć narastającą ekscytację. Wspaniałe odczucie, które pojawia się u mnie za każdym razem, kiedy w końcu mogę wrócić tam, gdzie zostało moje serce.

Autostrada niemal pusta, a noga ciężka. Nic dziwnego, że do Marcina w Jastrzębiu-Zdroju docieram w naprawdę rekordowym czasie.

Na miejscu czeka już na mnie porządne śniadanie i oczywiście kawusia. Potem przesiadamy się do auta Marcina i jeszcze przez długi czas jedziemy do Zawoi – najdłuższej polskiej wsi. Tam kierujemy się w stronę Przełęczy Krowiarki, gdzie znajduje się dość spory, płatny parking oraz węzeł szlaków turystycznych.

Czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki przez Sokolicę, Kępę i Gówniak

Zostawiamy samochód na przełęczy i ruszamy za czerwonymi znakami do góry. Dzień jest piękny, lawinowa jedynka, ludzi niewiele. Póki co idziemy sami ciesząc się zimą, której w mieście nie mamy.

Początek zaczyna się mocno. Podejście jest całkiem strome. Śnieg jednak trzyma bardzo dobrze, nie ma potrzeby wspomagać się kolcami.

To początkowe podejście jest nawet męczące, Marcin jednak ciśnie do przodu, więc nie chcąc być gorsza, idę twardo za nim.n

Jest stromo, ale za to szybko nabieramy wysokości. Las zaczyna się przedzedzać, a drzewa stają się coraz niższe. Jest jeszcze jedna rzecz związana z nabieraniem metrów. Nasila się wiatr. Póki co, jesteśmy jeszcze osłonięci drzewami, słyszymy już jednak szalejący u góry wicher.

Nie napawa to optymizmem, ale słyszałam przecież o zimowych wichurach szalejących na tej górze. W końcu wejście na „Królową” nie może być „za darmo”. Przecież nie będzie tak źle!

Po niecałej godzinie docieramy do platformy widokowej na Sokolicy, gdzie dopada nas siła wiatru. Niedobrze, bo to dopiero niecałe 1400 m n.p.m., a wieje już naprawdę mocno.

Platforma widokowa na Sokolicy
W oddali grań Babiej Góry

Bez ruchu bardzo szybko robi się zimno. Robimy tylko kilka zdjęć i z powrotem wchodzimy w las, gdzie osłonięci już od wiatru, robimy chwilę przerwy.

Las szybko zmienia się w kosówkę, która w pewnym sensie też w miarę chroni przed mocnymi porywami wiatru. Szlak zdecydowanie łagodnieje i delikatnie prowadzi nas w stronę kolejnego szczytu – Kępy.

Wchodzimy w otwarty teren i pojawia się pierwszy widok na Tatry
Mgła w dole tworzy niesamowity klimat!
Jest pięknie, mimo że pizga złem

Po niedługim czasie wychodzimy na kolejny punkt widokowy położony na szczycie Kępy (1521 m n.p.m.). Tak jak w przypadku Sokolicy, jest tu platforma widokowa, a także kilka ławek.

Widok ze szczytu Kępy
Panorama robi się coraz bardziej rozległa

Wiatr jest nieznośny, spędzamy tu jeszcze krótszą chwilę niż na Sokolicy i po kilku zdjęciach jak najszybciej idziemy dalej. W ruchu przynajmniej jest w miarę ciepło.

Zmagania z wiatrem wynagradzają nam coraz lepsze widoki na Tatry

Szlak dalej prowadzi nas przyjemnie do góry. Podejście na Sokolicę okazało się być tym najbardziej stromym. Od tamtej pory nabieranie kolejnych metrów nie jest dla nas ani trochę męczące.

Kosówka robi się coraz mniejsza, coraz gorzej nas osłania. Z czasem znika całkowicie i dopiero wtedy uderza w nas prawdziwa siła hulającego żywiołu. W moim przypadku poruszanie się w wyprostowanej pozycji robi się niemożliwe.

Jest coraz gorzej. Z trudem docieramy do Gówniaka (1644 m n.p.m.). Nie zatrzymujemy się nawet na zdjęcia. To już chyba dla mnie za dużo. Moja ankraofobia (lęk przed silnym wiatrem) jest w tym momencie na tyle odczuwalna, że mówię Marcinowi, że chcę schodzić.

-Nie pierd*l – słyszę w odpowiedzi – złap się mojego kijka i chodź, nie zostało już dużo.

Cóż miałam zrobić? Walcząc z lękiem chwytam się tego nieszczęsnego kijka, schylam jeszcze bardziej, by utrzymać równowagę i idę. Żeby tego było mało – wiatr rozerwał mi kaptur, który przez resztę drogi łopotał mi o twarz, przez co prawie nie widziałam, gdzie iść.

Pure pleasure 🙂

Widok z perspektywy osób trzecich musiał być tragikomiczny – idzie Marcin dzielnie walcząc z wiatrem, w jednej ręce trzyma z tyłu kijek trekkingowy, a za nim niemal na czworaka człapie jakieś małe, pokraczne stworzenie trzyma się jedną ręką tego kijka, a druga ręką nieudolnie próbuje ogarnąć rozerwany kaptur.

Babia Góra (Diablak) zimą

Nawet nie wiem, jak długo tak szliśmy oraz ile niecenzuralnych słów wypowiedziałam pod nosem przez cały ten czas. W każdym bądź razie, gdy docieramy do murku na szczycie, dopiero gdy Marcin ściąga plecak i wyjmuje termos z herbatą, dociera do mnie, że to już.

Za murkiem jesteśmy w miarę osłonięci

Za murkiem jest nawet znośnie. Nie wytracamy aż tak bardzo ciepła. Można chwilę odsapnąć, odpocząć. Nic nie łopocze przy twarzy. No ale trzeba przecież stamtąd wyleźć i zrobić chociaż kilka zdjęć z widokiem na Tatry. Dobra, jak nie teraz, to nigdy!

Wychodzę zza murku i smagana przez wiatrzysko z trudem docieram do tabliczek. W grubych rękawiczkach ciężko utrzymać telefon w dłoniach, szczególnie gdy wiatr chce go wyrwać. Nie widzę nawet za bardzo czy udało się zrobić jakiekolwiek sensowne zdjęcie.

Jednak udało się przepięknie uchwycić ukochane Tatry!
Stamtąd przyszliśmy
Piękno…

Mam już wracać z powrotem schować się za murkiem, gdy przede mną wyrasta Marcin.

-Stawaj do zdjęcia – woła.

-Nie utrzymam się tu na nogach!

-Już dzisiaj słyszałem, że nie wejdziesz… Idź i stój przez chwilę prosto!

Spróbować w sumie można. Już trochę zmarznięta wracam pod tabliczkę i przez chwilę próbuję stać w miarę nieruchomo, co mniej lub bardziej się udaje. Nie sprawdzam nawet, czy coś Marcinowi z tego zdjęcia wyszło. Wracamy szybko za murek i już bez przeciągania zbieramy się (szczególnie psychicznie) do drogi w dół.

Krzywe, ale coś jest 😀 (i przynajmniej nie widać rozerwanego kaptura xD)

Zejście do schroniska Markowe Szczawiny

Już po raz ostatni wystawiamy się na pełne oddziaływanie wiatru. Ciężko postawić każdy kolejny krok naprzód. Jest już też nam naprawdę zimno, jednak wiemy, że wystarczy trochę zejść i z każdym metrem w dół będzie tylko lepiej.

Ostatnie spojrzenie na Tatry

Mija jakieś 15 min i wreszcie możemy odetchnąć. Wiatr nie jest już aż tak uciążliwy, mogę się bez problemu utrzymać na nogach, zaczynamy z powrotem rozmawiać z Marcinem.

Śnieg jest dobry, pozwala na dość szybkie zejście, czasem wręcz na kontrolowane zsuwanie się w dół, dzięki czemu już po około 30 min meldujemy się na Przełęczy Brona.

Można stamtąd całkiem szybko (25 min) podejść na Cyl, czyli Małą Babią Górę. Początkowo nasz plan zakładał właśnie, by tam jeszcze podejść. Teraz jednak ani ja, ani Marcin nie mamy najmniejszej ochoty na ponowne wystawianie się na mocniejszy wiatr, tym bardziej, że na przełęczy jest już całkiem spokojnie.

Za przełęczą znajduje się najbardziej stromy odcinek, często również oblodzonym. Tym razem lodu praktycznie nie ma, ale Marcin i tak zakłada raki. Ja decyduję się tylko na raczki, które w zupełności wystarczyły.

Stąd do schroniska niby jeszcze pół godziny, ale my już po 15 min docieramy do polany przy Markowych Szczawinach.

Rozsiadamy się wygodnie środku na ponad godzinę zamawiając przy tym masę jedzenia. Zmęczona zamykam oczy, czując jak moje zmarznięte ciało zaczyna powoli się rozgrzewać.

Przyjemne ciepło roznosi się po całym wnętrzu zapewniając ukojenie po mroźnej wędrówce a aromat grzańca sprawia, że można poczuć jak nuty korzennych przypraw tańczą w powietrzu. No jak tu teraz wyjść na zewnątrz?

Niebieskim szlakiem ze schroniska Markowe Szczawiny na Przełęcz Krowiarki

Czas w schronisku jakby się zatrzymał. Rozgrzaliśmy się, było nam tak dobrze, że moglibyśmy zasnąć. Zostać jednak nie możemy, siedzimy tu już i tak za długo. Pora iść.

Niebieski szlak ze schroniska na Przełęcz Krowiarki to całkiem szeroka ścieżka, która bardzo łagodnie przez 1:30 h wiedzie w dół.

Przed wyjściem wypiłam jeszcze grzańca, tak na mocniejsze rozgrzanie. Ależ mnie to ścięło! Jednak Mała ilość snu, zmęczenie i walka z wiatrem zrobiły swoje. O tyle dobrze, że zejście było już bez żadnych trudności, bo w głowie zaszumiało dość solidnie 🙈.

Oj dłużyło się… Taka trochę beskidzka Chochołowska, tyle że krótsza. Ale za to mogliśmy cieszyć się samotnością na szlaku. Wiatr szeleścił między gałęziami drzew, po błękitnym niebie sunęły kłębiaste obłoki chmur, a my, rozgrzewani nie tylko gorącą herbatą z termosu, szliśmy w milczeniu wiedząc, że chociaż po dzisiejszym dniu mamy dość, to już jutro będziemy planować kolejne wyjście tęskniąc za wrażeniami, których dostarczają nam góry.

Ciąg dalszy

Po powrocie na parking wczesnym popołudniem docieramy z powrotem do Marcina. Sporo czasu schodzi nam na doprowadzenie się do stanu sprzed wyjścia i odpoczynek. Wieczór upływa nam na Netflixie i ogromnej pizzy, którą kończyliśmy jeszcze kolejnego dnia.

Niestety, prognozy na kolejny dzień były słabe. Na tyle mocno, że przez część kolejnego dnia Marcin pokazywał mi miasto, natomiast koło południa musiałam zbierać się w drogę powrotną, by zdążyć jeszcze do pracy.

Babia Góra zimą – informacje praktyczne

Babia Góra

  • Babia Góra jest najwyższym pozatatrzańskim szczytem na terenie Polski
  • Wznosi się na wysokość 1725 m n.p.m.
  • Znana jest ze swojej niezwykle kapryśnej i wyjątkowo zmiennej pogody
  • Masyw Babiej Góry rozciąga się od Przełęczy Jałowieckiej Północnej po Przełęcz Krowiarki
  • W masywie można wyróżnić 2 wierzchołki: Diablak (najwyższy) oraz Małą Babią Górę (Cyl)
  • Ze szczytem związanych jest wiele legend i ludowych podań nawiązujących głównie do nazwy masywu
  • Na szczycie góry znajduje się wiele ciekawych obiektów – zarówno tych o znaczeniu historycznym, jak i tych o znaczeniu religijnym
  • Rolę wiatrochronu pełni na szczycie wybudowany przez turystów kamienny mur

Szlaki

Szlaki prowadzące na Babią Górę od polskiej strony:

  • czerwony ze schroniska Markowe Szczawiny przez Przełęcz Brona (1:40 h, 550 m przewyższenia, 3 km)
  • czerwony z Przełęczy Krowiarki przez Sokolicę, Kępę i Gówniak (2:20 h, 715 m przewyższenia, 4,6 km)
  • żółty z okolic schroniska Markowe Szczawiny przez Akademicką Perć (1:50 h, 580 m przewyższenia, 3 km)
  • zielony ze Stańcowej Polany (2:30 h, 850 m przewyższenia, 4,5 km)
  • zielony z Jałowieckiej Przełęczy Północnej przez Żywieckie Rozstaje, Małą Babią Górę (Cyl) i Przełęcz Brona (3:35 h, 860 m przewyższenia, 6,7 km)
  • Żółty szlak przez Akademicką Perć uchodzi za najciekawszy i najtrudniejszy w polskich Beskidach
  • Prowadzi stromą, północną stroną góry i ubezpieczony jest sztucznymi ułatwieniami w postaci klamer i łańcuchów
  • Zimą, ze względu na zagrożenie lawinowe, szlak ten jest zamykany
  • Chcąc uniknąć sporego zatłoczenia na szlaku, warto przejść się zielonym szlakiem ze Stańcowej Polany, lub wybrać jeden z wariantów od słowackiej strony

Szlaki prowadzące na Babią Górę od słowackiej strony:

  • żółty ze Słonej Wody przez Hviezdoslavovą Aleję (3:30 h, 1015 m przewyższenia, 8,1 km)
  • czerwony z Orawskiej Półgóry na Małą Babią Górę (Cyl), następnie niebieski na Przełęcz Brona i dalej czerwony (5:00 h, 1170 m przewyższenia, 13,4 km)

Najpopularniejsze warianty dojścia do schroniska Markowe Szczawiny:

  • niebieski z Przełęczy Krowiarki (1:45 h, 220 m przewyższenia, 6,1 km)
  • niebieski z Zawoi Policzne do Sulowej Cyrhli i następnie czarny (2:00 h, 485 m przewyższenia, 5,4 km)
  • czarny z Zawoi Ryżowane na Stary Groń, dalej niebieski do Sulowej Cyrhli i następnie czarny (1:30 h, 405 m przewyższenia, 4,3 km)
  • zielony z Zawoi Markowe (1:40 h, 465 m przewyższenia, 3,4 km)
  • czerwony z Jałowieckiej Przełęczy Północnej przez Żywieckie i Fickowe Rozstaje (1:30 h, 220 m przewyższenia, 5,3 km)

Dostępnych wariantów wejścia jest oczywiście dużo więcej, można tworzyć własne kombinacje w zależności od preferencji i dostępności komunikacyjnej. Każdy znajdzie coś dla siebie 🙂

Dojazd do szlaków

  • Na Przełęczy Krowiarki znajdują się 2 płatne parkingi – jeden bezpośrednio przy szlaku, drugi 200 m niżej (poza sezonem darmowy)
  • Parkingi znajdują się również w różnych miejscach w Zawoi – m.in. w Zawoi Policzne oraz Zawoi Markowe. Większość jest płatna, ale można też znaleźć coś bezpłatnego
  • Na Stańcowej Polanie zlokalizowany jest duży, darmowy parking obok którego znajduje się punkt informacji turystycznej
  • Idąc od słowackiej strony, samochód możemy zostawić na dużym i bezpłatnym parkingu przy stacji turystycznej Slana Voda
  • Zawoja oraz Przełęcz Krowiarkidobrze skomunikowane, choć linie autobusowe kursują dość rzadko. Rozkład jazdy można sprawdzić tutaj
  • Do Stańcowej Polany dojechać można wyłącznie własnym środkiem transportu, przy czym należy pamiętać, że droga od strony Zubrzycy Górnej jest zamknięta dla ruchu samochodowego (dostępna jedynie dla rowerów i pieszych. Dojazd możliwy jest od strony Lipnicy Wielkiej.
  • Korzystając jednak z komunikacji, można dojechać autobusem z Nowego Targu do Lipnicy Wielkiej. Z przystanku (Lipnica Wielka Świerki) jest około 20 min marszu na polanę.

Warunki i wyposażenie

  • Wstęp do BgPN-u na chwilę obecną (kwiecień 2024) wynosi: bilet normalny – 8 zł, bilet ulgowy – 4 zł
  • Zanim podejmiemy decyzję o wyjściu, dobrze jest sprawdzić prognozę pogody (najlepiej Meteoblue lub Mountain Forecast) oraz zapoznać się z aktualnym komunikatem lawinowym wraz z komentarzem GOPR
  • Szczególną uwagę należy zwrócić nie tylko na pogodę, ale również na temperaturę, a także siłę i kierunek wiatru (wiatr „budowniczym” lawin)
  • Warunki na Babiej Górze, szczególnie zimą są wyjątkowo zmienne i różnorodne. Warto być przygotowanym zarówno na piękną, słoneczną aurę, jak i na nagłe załamanie pogody ze śnieżycą i silnym wiatrem
  • Przy niskim pułapie chmur i mgle nie widać ścieżki. Powyżej granicy lasu łatwo więc o pobłądzenie w takich warunkach. Do nawigacji polecam w tym wypadku aplikację Locus Map oraz wspomaganie się zwykłym kompasem
  • Niby oczywistość, ale – zimą jest zimno i we wczesnych godzinach popołudniowych robi się ciemno. Ciepłe ubranie pozwalające na komfortowe poruszanie się przy ujemnych temperaturach, termos z ciepłym napojem oraz porządna czołówka z zapasowymi bateriami to podstawa
  • Warto mieć ze sobą również stuptuty oraz minimum raczki (nie mylić z nakładkami antypoślizgowymi). Warto także znaleźć miejsce w plecaku na mapę oraz folię NRC

Mapa z przejścia

Poprzedni

Najpiękniejsze zimowe szlaki: Nosal

Następne

„Pójdziesz, bo iść musisz” – Główny Szlak Świętokrzyski

1 komentarz

  1. Piotr Buka

    Babią trzeba czasem zdobyć a niekiedy uda się po prostu wejść. To był prawdziwy chrzest zimowej turystyki górskiej😏

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén