Po pierwszym zimowym przejściu w Tatrach pora na kolejne. Wróciliśmy z Drogi pod Reglami i całe popołudnie oraz wieczór spędziliśmy na integracji oraz dyskusjach, co zrobić kolejnego dnia. Warunki na następny dzień miały być podobne, a nawet jeszcze lepsze. Dalej lawinowa jedynka, całodniowa lampa oraz temperatura nieco na plusie.

Przeglądam mapę i szukam jakiejś ciekawej, widokowej i prostej pętli, lub czegoś w podobnym stylu. Coraz częściej myślę o Gęsiej Szyi.

Jest to reglowy szczyt mierzący 1489 m n.p.m. zbudowany z dolomitowych skałek tworzących spiętrzenia, które góralom przypominały wygiętą szyję gęsi. Zarówno z Rusinowej Polany, jak i ze szczytu rozciąga się wspaniały widok na Tatry Bielskie oraz Tatry Wysokie.

Sporo słyszałam od znajomych o słynnych schodach prowadzących na szczyt z Rusinowej Polany tworzących „mordercze” podejście. Nigdy jednak nie było okazji, żeby te opowieści zweryfikować. Latem szczyt jest dość tłumnie odwiedzany, a moja introwertyczna osoba omija szerokim łukiem właśnie takie miejsca.

Teraz jednak jest to idealny cel na moją drugą zimową wycieczkę. Proponuję więc, żeby przejść z Wierchu Poroniec na Rusinową Polanę, zajrzeć na Wiktorówki, następnie wejść na Gęsią Szyję i zejść przez Rówień Waksmundzką na Psią Trawkę. Rafałowi obojętne, Marcin mówi, że co prawda był już tam wiele razy, również zimą, ale chętnie pójdzie. Więc idziemy!

Rusinowa Polana z Wierchu Poroniec – wejście zimą

Kwaterę mamy na Cyrhli – moim zdaniem jednej z ładniejszych dzielnic Zakopanego. Blisko do Kuźnic, bezproblemowe połączenia autobusowe do Morskiego Oka. Gorzej z Doliną Kościeliską oraz Chochołowską – tam dojazd wymaga przesiadki na Krzeptówkach w odpowiedniego busa, lub przyjazdu własnym środkiem transportu.

My jednak kierujemy się w stronę Morskiego Oka wychodząc na busa nieco przed 8:00. Jest szczyt sezonu, ferie zimowe. Czekamy więc tylko krótką chwilę, zanim coś podjedzie. Po dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu – na parkingu „Wierch Poroniec”.

Zielony szlak na Rusinową Polanę liczy 3,2 km, a jego przejście zajmuje około godzinę czasu. Szeroka ścieżka początkowo wznosi się nieco do góry, później jednak łagodnieje i dalej idziemy niemal płaskim terenem. Jest to najłatwiejszy wariant dojścia na polanę, latem chętnie wykorzystywany przez rodziny z dziećmi w wózku.

Co jakiś czas w prześwitach między drzewami odsłania nam się widok na otoczenie Doliny Białej Wody oraz Doliny Rybiego Potoku. Trudności nie ma absolutnie żadnych. Wydeptana jest szeroka ścieżka, nie jest ślisko. Idziemy więc spokojnym tempem ciesząc się po prostu obecnością gór i swoim towarzystwem, aż w końcu odsłaniają się coraz bardziej rozległe widoki. Marcin mówi, że stąd już niedaleko.

Im bliżej polany, tym lepsze widoki
Widok na Tatry Bielskie

Faktycznie, po kolejnych kilku minutach marszu widzimy drewnianą chatkę i już po chwili jesteśmy na polanie. Rozsiadam się wygodnie na jednej z ławeczek, patrzę na panoramę i… Widok mnie całkowicie rozwalił. Gapię się tylko i nie jestem w stanie nic powiedzieć. Ach, gdyby można było umrzeć z zachwytu… Latem nigdy nic mnie tak nie zachwyciło, jak ten zimowy widok ze zwykłej tatrzańskiej polanki.

Chatka tuż przed polaną
Takiego widoku to ja się w życiu nie spodziewałam

-Widzę, że Ci się podoba. To poczekaj, aż wejdziemy wyżej – słyszę od Marcina.

Dużo słyszałam o widoku z Gęsiej Szyi, aż jestem naprawdę ciekawa, czy faktycznie jest tak wybornie. Ale o tym przekonam się za niedługo.

Wiktorówki zimą

My po przerwie zmieniamy kolor szlaku na niebieski, przechodzimy przez polanę, następnie przez Złoty Potok i dość śliskim zejściem w 10 minut docieramy na teren słynnego Sanktuarium Maryjnego na Wiktorówkach.

Niebieski szlak przechodzi przez Złoty Potok

Sanktuarium powstało w miejscu, gdzie Matka Boska ukazała się nastoletniej pasterce – Marysi Murzańskiej. Znajduje się tu drewniana kaplica Matki Bożej Królowej Tatr, która idealnie komponuje się z leśnym i cichym otoczeniem. Od 1957 r. opiekują się nią o.o Dominikanie.

Sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej Królowej Tatr
Brama wejściowa na teren Sanktuarium

Sanktuarium było wielokrotnie odwiedzane przez Karola Wojtyłę. Z tym miejscem związana jest również postać Anieli Kobylarczyk – góralki, która gościła turystów w swoim obecnie już nieczynnym szałasie na Rusinowej Polanie i razem z nimi uczestniczyła w wieczornych mszach.

Wokół kaplicy, na skalnym murze znajduje się wiele tablic pamiątkowych poświęconych ludziom gór, głównie tym, którzy za swoją pasję ponieśli najwyższą cenę, które tworzą niewielki, symboliczny cmentarz w polskiej części Tatr. W tym miejscu znajduje się również krzyż, który kiedyś umieszczony był na Rysach.

Kilka z tablic pamiątkowych
Krzyż oraz tablica pamiątkowa usunięte ze szczytu Rysów

Spędzamy tutaj około godzinę czasu spacerując w ciszy między tablicami oraz zaglądając na chwilę do wnętrza kaplicy. Dla mnie jest to kolejne „nowe” miejsce w Tatrach. W końcu uznajemy, że pora wracać.

Zejście na teren sanktuarium było naprawdę mocno oblodzone. W dół z pomocą barierek jeszcze jakoś poszło. Do góry byłoby jednak nieco trudniej. Ubieram więc na ten fragment raczki i bez stresu wychodzę do góry. Potem już w większości płaskim terenem wracamy na Rusinową Polanę.

Gęsia Szyja z Rusinowej Polany – wejście zimą

Na polanie znak informuje nas, że na szczyt mamy około 50 minut. Przechodzimy więc przez polanę i ruszamy wyraźnie wydeptaną ścieżką do góry. Nie wydaje się daleko, ale faktycznie jest stromo. Zanim skręcimy w las możemy jeszcze przez chwilę oglądać widoki, którymi jestem po prostu zachwycona.

Początek podejścia na Gęsią Szyję
W lewej części zdjęcia pasmo Tatr Bielskich (Murań, Nowy Wierch, Hawrań, Płaczliwa Skała, Szalony Wierch). Dalej pięknie prezentują się Jagnięcy Szczyt, Kołowy Szczyt, Czarny Szczyt, Baranie Rogi, Śnieżny Szczyt i Lodowy Szczyt. W prawej części zdjęcia masyw Szerokiej Jaworzyńskiej

Po wejściu w las nastromienie nieco spada. I całe szczęście! Wykaszlałam chyba resztkę swoich pęcherzyków płucnych na samym początku podejścia. O ile w sezonie letnim nie miałam większego problemu z kondycją, tak zimą, podchodząc w śniegu męczę się dwa razy bardziej.

Teraz mogę jednak odetchnąć. Zaczynam się już nawet cieszyć, że najgorsze podejście mam za sobą, po czym Marcin informuje mnie, że będzie jeszcze jeden taki odcinek. Ehh… Pocieszam się jednak myślą, że może i stromo, ale za to odcinek na szczyt jest dość krótki, więc jeszcze tylko trochę wysiłku. Chyba trzeba będzie wrócić do jakichś regularnych treningów…

Przejście mniej stromym odcinkiem mija nam dość szybko i przed nami kolejne – ostatnie już mocniejsze podejście. Zbieram się jednak w sobie i chcąc mieć ten odcinek jak najszybciej za sobą, idę więc tak szybko, jak tylko mogę. Moje płuca przeżyły w tamtym momencie istną traumę i znienawidziły mnie do reszty, ale przez kolejne lata nauczyłam się je z premedytacją ignorować. Przecież sztuka wędrowania jest nieodzownie związana ze sztuką cierpienia, a jedna bez drugiej nie ma prawa bytu.

Wreszcie moim oczom ukazują się charakterystyczne skałki tworzące szczyt. Wychodzę najwyżej jak się da, spoglądam na otoczenie i…

-O k#$% – niekontrolowanie wyrywa się z moich ust.
-Mówiłem, że Ci się spodoba – komentuje Marcin.

Widok stamtąd był chyba najcudowniejszą rzeczą, którą do tej pory miałam okazję oglądać: Tatry Bielskie, Tatry Wysokie od Jagnięcego Szczytu po Rysy, masyw Koszystej i Wołoszyny. W oddali nawet Babia Góra.

W prawej części zdjęcia masyw Koszystej i Wołoszyny
Na drugim planie m.in. Gerlach, Ganek, Wysoka oraz Rysy

Zastanawiam się, czemu do tej pory nigdy tu nie byłam. Choć z drugiej strony, gdybym przyszła tu latem, nawet w połowie bym się tak nie zachwyciła. Rozpraszałby mnie spory ruch. Najbardziej podobają mi się ustronne miejsca, w których mogę posiedzieć, ile chcę ciesząc się obecnością w górach.

Warun trafił nam się wyborny. W słońcu jest wręcz gorąco, wiatru brak. Te zimowe wyjścia coraz bardziej do mnie przemawiają. Zdaję sobie sprawę, że warunki mamy wręcz promocyjne i rzadko się tak trafia, tym bardziej więc cieszę się, że mogę nabierać doświadczenia nie martwiąc się pogodą i innymi czynnikami.

Od lewej kolejno: Turnia nad Dziadem, Wierch nad Zagonnym Żlebem, Skrajny Wołoszyn, Pośredni Wołoszyn, Wielki Wołoszyn, Krzyżne, Wielka Koszysta i Mała Koszysta

Zejście przez Rówień Waksmundzką na Psią Trawkę

Nawet nie wiemy, kiedy zleciała kolejna godzina. Mamy tego dnia jeszcze w planach zachód słońca na Wielkim Kopieńcu, więc wypadałoby się zbierać. Trochę się nie chce, ale w końcu wstajemy i schodzimy na drugą stronę kierując się w stronę Równi Waksmudzkiej.

Ostatnie spojrzenie za siebie

Zejście na drugą stronę jest nieco mniej strome, choć ubezpieczone drewnianą barierką. Latem w tym miejscu również są schody. Po zejściu do lasu nastromienie spada, a my przez kilkanaście minut idziemy niemal płaską ścieżką, po czym docieramy na Rówień Waksmundzką.

Jest to niewielka polana z ławkami oraz ze skrzyżowaniem szlaków. Można stąd udać się w kierunku Hali Gąsienicowej, Polany pod Wołoszynem, lub tak, jak my skierować się w stronę Psiej Trawki.

Widok stąd nie za specjalny. Zwykła polana otoczona lasem. Przechodzimy przez rówień i zmieniamy kolor szlaku na czerwony, po czym wchodzimy do lasu.

Tu ścieżka jest o wiele węższa i mniej wydeptana. Idziemy głównie w dół przez gęsty las. Nie jest to zbyt mocno uczęszczany szlak. Nie spotkaliśmy tu nikogo, co w sumie nie dziwi, bo szlak nie jest ani zbyt ciekawy, ani widokowy, nie prowadzi również bezpośrednio na żaden szczyt. Mijamy kilka mostków na Pańszczyckim Potoku i po ponad trzech km docieramy na Psią Trawkę.

Czerwony szlak kilka razy przechodzi przez Pańszczycki Potok

Tu przeżyłam pewne rozczarowanie – sądząc po nazwie, spodziewałam się, że jest tu cokolwiek ciekawego. Nie ma absolutnie nic. Kilka stołów pośrodku gęstego lasu oraz skrzyżowanie szlaków.

Dopiero później dowiedziałam się, że dawniej oprócz polany istniało tu również schronisko, które w okresie międzywojennym zostało rozebrane. Co do osobliwej nazwy, to pochodzi ona od charakterystycznej dla miejsc wypasu owiec trawy, która niegdyś porastała polanę.

Co dalej?

My na ten moment nie mamy zamiaru kończyć wycieczki. Wymyśliliśmy sobie coś w rodzaju pętli i chcemy dzień skończyć zachodem słońca na Wielkim Kopieńcu. Schodzimy więc kilka minut czarnym szlakiem w stronę Brzezin, po czym skręcamy w lewo na czerwony szlak w stronę Toporowej Cyrhli.

Informacje praktyczne

  • Na Rusinową Polanę można dojść: zielonym szlakiem z Wierchu Poroniec, niebieskim z Zazadniej przez Wiktorówki oraz niebieskim z Palenicy Białczańskiej
  • We wszystkich wyżej wspomnianych miejscach znajdują się płatne parkingi. Można również w łatwy sposób dojechać busem z Zakopanego jadącym w kierunku Palenicy Białczańskiej
  • Najłatwiejszy i najmniej stromy szlak na Rusinową Polanę prowadzi z Wierchu Poroniec
  • Z polany w 10 min można dostać się na teren Sanktuarium Maryjnego na Wiktorówkach
  • Msze Święte w kaplicy odbywają się codziennie o 12:00 oraz w każdą niedzielę o 9:00, 11:00 i 13:00. W okresie letnim również o godzinie 17:00
  • Podejście na Gęsią Szyję z Równi Waksmundzkiej jest mniej strome niż z Rusinowej Polany
  • Za dojście niebieskim szlakiem z Zazadniej na Wiktorówki nie jest pobierana opłata wstępu do parku
  • Wstęp do TPN-u na chwilę obecną (styczeń 2024) wynosi: bilet normalny – 9 zł, ulgowy – 4,50 zł za dzień
  • Zimą zejście z Rusinowej Polany na Wiktorówki oraz szlak w stronę Gęsiej Szyi często bywają śliskie i oblodzone. Warto wyposażyć się w raczki
Mapa z przejścia: