O tej drodze wspominałam już we wcześniejszym wpisie. Spodobała mi się nazwa, a i trudności drogi nie są zbyt wygórowane. Fakt, dwa pierwsze wyciągi mogą sprawić lekkie trudności. Umówiłam się więc z Michałem, który robił tę drogę już kilka razy, że on poprowadzi dwa pierwsze wyciągi, ja natomiast wezmę dwa kolejne.

Mamy na świeżo powtórzone wszystkie operacje, autoratownictwo również, z moją ręką już lepiej nie będzie (robienie sobie krzywdy na wspinaniu to moja specjalność 😛 ), zostało tylko czekać na linę, która powinna przyjść na dniach.

Lina przyszła, pogoda w tym tygodniu dopisuje. Nie ma więc na co czekać – umawiamy się na następny dzień, w piątek, zaraz po pracy.

Sokolica: Spoko – to nie Maroko (IV) – relacja z przejścia

Dojazd do Doliny Będkowskiej

Do pracy idę już z wielkim plecakiem niosąc cały szpej. Wcześniej próuję jeszcze zakleić ranę na ręce. Zrobiłam ją sobie już jakiś czas temu na wspinaniu i kiedy już udało się ją trochę podgoić, znowu szłam na wspinanie i cały proces się powtarzał. Cóż zrobić, będę mieć pewnie brzydką bliznę (i mam), ale przecież nie będę się nie wspinać!

Do pracy lepiej nie trzeba. Przed wspinaniem zaklęję to jeszcze parę razy, ale i tak się rozwali 😉

Michał ma mnie odebrać spod biura o 14. Przeżyłam jednak minizawał, gdy okazało się, że idziemy razem z Ulą (koleżanka z pracy) na wycieczkę z grupą. Myślę sobie: „No spoko, dłużej niż 3 h to nie potrwa”.

Wtedy przeżyłam drugi minizawał, gdyż okazało się, że grupa nie jest z Krakowa, tylko z Warszawy i przyjechała na CAŁY dzień. Damn it! Przecież ja o 14 już jestem umówiona! Jeszcze ten ciężki plecak muszę targać ze sobą…

– Ula, wyszła taka sytuacja… – zaczynam rozmowę.

– Co, na wspinanie chcesz się urwać? To weź Wawel, o 13 będzie przerwa, to będziesz wolna. Ja wezmę resztę.

Z pracą to mi się akurat udało! Może i mogłabym zarabiać więcej, ale za to mam sporą elastyczność i swobodę, a na tym mi najbardziej zależy.

Po 12:00 kończę swoją część wycieczki po Wawelu, przechodzimy z grupą na Rynek, gdzie o 13:00 zaczyna się przerwa, a więc mój koniec pracy. Ogarnęłam sobie jakieś jedzenie na szybko, potem jeszcze lody, których nie umiem sobie odmówić w ciepłe dni i wróciłam pod biuro, gdzie jeszcze przez jakiś czas czekałam na Michała.

Dojście pod Sokolicę

Dojazd w dolinę nie był zbyt komfortowy. Wyjazd z centrum, godziny szczytu, korki… W końcu jednak udało się wyjechać z miasta, a potem już poszło szybko. Samochód zostawiamy na duży, darmowym parkingu przy cmentarzu w Będkowicach. Dzielimy się szpejem, ja jeszcze doklejam kilka plastrów na rękę i wychodzimy.

Ścieżka wśród pól wyprowadza nas w stronę lasu. Tam wybieramy jeden z kilku dostępnych wariantów zejścia pod ścianę. Schodzimy stromą ścieżką bezpośrednio przy skale, po jej lewej stronie. Bywa naprawdę stromo, czasem trzeba chwycić gałęzi lub korzeni. Jest jednak sucho, więc nawet z cięższym plecakiem zejście nie jest szczególnie problematyczne.

Pod sam koniec skręcamy w prawo, ścieżka łagodnieje i wyprowadza nas w najniższe miejsce Sokolicy, gdzie kawałek dalej znajduje się początek naszej drogi.

Przejście drogi Spoko – to nie Maroko (IV)

Pierwszy wyciąg (IV)

Jeszcze przed przyjazdem tutaj umówiliśmy się z Michałem, że on prowadzi dwa pierwsze wyciągi, które są w rzeczywistości nieco trudniejsze, niż sugerowana wycena i mogłyby mi na prowadzeniu sprawić lekki problem. Ja wzięłabym natomiast dwa koleje wyciągi, nieco łatwiejsze.

Długo się jednak nad tym zastanawiałam, obejrzałam kilka filmików z przejść, w tym ten Michała i w nocy podjęłam decyzję, że przynajmniej spróbuję. Michał był już kilka razy na tej drodze, więc nie było problemu, żebym prowadziła wszystkie wyciągi.

Wszystko przygotowane, wiążemy się liną, sprawdzamy, czy wszystko ok i mogę ruszać.

Pierwszy wyciąg jest tym najtrudniejszym. Zarówno ja, jak i Michał spotkaliśmy się z opiniami, że powinien być wyceniony na trochę więcej, niż wspomniane wyżej IV.

Początek drogi prowadzi na prawo od dobrze widocznej rysy i nie jest szczególnie trudny. Trudności zaczynają się dalej, gdy trzeba przetrawersować w prawo i wejść do kominka. Sam trawers nie sprawia mi trudności. Przechodzę go w ładny, techniczny sposób.

Natomiast wejście do kominka… Tak naprawdę to są tylko dwa ruchy. Wiem nawet, jak to zrobić. Problemem jest przełamanie się i wykonanie ruchu który nie jest dla mnie zbyt komfortowy, zwłaszcza że jestem już ponad wpinką, a po niedawnych wydarzeniach mam traumę i panicznie boję się polecieć.

Próbuję więc znaleźć inny sposób na wyjście do góry, co ostatecznie się nie udaje. Kończy się tak, że nie jestem już w stanie utrzymać się na rękach, schodzę do wygodnego miejsca i proszę o blok.

Odpoczynek przeznaczam głównie na przekonanie swojej głowy do wykonania niekomfortowego ruchu i pogodzenia się z ewentualnym lotem. No dobra, przecież po to tutaj przyjechałam. Zrobię to! Wychodzę z powrotem wyżej i po chwili jestem już w kominku, gdzie dalsze metry nie sprawiają mi już żadnej trudności.

Ruch okazał się gorszy, niż wyglądał, wystarczyło się tylko przełamać. Z kominka wychodzę na wygodną półkę, gdzie zakładam stanowisko i ściągam Michała do siebie. W komunikacji między sobą pomagają nam krótkofalówki, których mam okazję używać po raz pierwszy i niezwykle doceniam komfort.

Michał przechodzi trudności sprawnie i bezproblemowo. Po chwili jest już przy mnie i oddaje mi zebrany sprzęt. Przewijamy linę i mogę zaczynać drugi wyciąg.

W stanowisku po pierwszym wyciągu
Nieco przestraszona, ale zadowolona

Drugi wyciąg (IV)

Początek, tak jak i w przypadku pierwszego wyciągu nie jest szczególnie trudny. Potem docieram do kluczowego miejsca wyciągu. Trzeba z półki po lewej stronie odbić w prawo do formacji przypominającej kominek.

Przyznam, że bez pomocy Michała, który mówił, w jaki sposób powinnam się ustawić, nie przeszłabym tego. Parę ruchów nie było aż tak oczywistych. Hmm, nie tego się spodziewałam po wycenie IV. W jednym miejscu była nawet lekka panika, bo za cholerę nie chciałam tam polecieć. Michał musiał poświęcić chwilę na przekonanie mnie, że dam tu sobie radę. Ostatecznie zaryzykowałam i jakoś puściło, choć nóżki się trochę trzęsły, a i tętno dość mocno skoczyło w górę.

W kominku jest już nieco łatwiej, a po wyjściu z niego trudności znacznie spadają. Teren robi się wręcz banalny. Kolejne metry pokonuję więc bardzo szybko i totalnie bezstresowo powoli zapominając o tym, co działo się parę chwil wcześniej.

Mijam stanowisko należące do innej drogi i przyjemnym filarkiem wspinam się dalej. Filarek wyprowadza mnie na wygodną płytę, gdzie znajduje się stanowisko, do którego się wpinam. Zakładam autoasekurację i ściągam Michała do siebie, który bardzo szybko dociera do mnie i oddaje mi zebrany sprzęt.

W stanowisku po drugim wyciągu
Tu wspinanie jest już czystą przyjemnością
Jeszcze selfiaczek i można iść dalej 🙂

Trzeci wyciąg (IV)

Ten wyciąg, pomimo takiej samej wyceny, jest o wiele przyjemniejszy. Po przejściu kilku łatwych metrów wychodzę na półkę, gdzie odbijam lekko w lewo, w stronę filarku, który jest najtrudniejszym fragmentem tego wyciągu. Tu już jednak nie ma stresu, jedynie przyjemność z pokonywania kolejnych metrów.

Filarek wyprowadza mnie w połogi teren, gdzie znowu trudności znacznie maleją. Pojedyncze fragmenty pokonuję wręcz bez użycia rąk. Kawałek dalej znajduje się już stanowisko.

Gdy Michał jest już obok mnie, robimy sobie mały piknik. Jesteśmy tego dnia jedynym zespołem na drodze. Został nam ostatni wyciąg. Michał obiecał jedzenie, a ja jestem już trochę głodna 😛

Czwarty wyciąg (III+)

Pojedzone, to można iść dalej. Ostatni wyciąg jest najprzyjemniejszy. Wycena nieco niższa, co można też wyraźnie odczuć. Idzie się lekko na lewo od wyraźnej rysy. Dobrych chwytów i stopni tu nie brakuje. Cała droga jest też dobrze obita. Wpinki są dość często i w komfortowych miejscach. Nie ma na co narzekać.

Im wyżej, tym widoki robią się coraz ładniejsze

Ten wyciąg nie jest szczególnie urozmaicony. Po wyjściu z rysy docieram do wygodnego stanowiska z łańcucha. Robię sobie autoasekurację, przeciągam linę i po raz ostatni ściągam Michała do siebie.

Droga skończona 🙂

Zjazdy z Sokolicy

Do zachodu słońca zostało nam jeszcze trochę czasu, decydujemy się więc na zjazdy. Zajmie to dłużej niż zejście przez las ze szczytu Sokolicy, ale zawsze to możliwość przećwiczenia pewnych rzeczy, a dla mnie również spora frajda.

Zjeżdżamy wzdłuż wyciągów przesiadając się 3 razy. Łącznie 4 zjazdy. Na pierwszych dwóch zjazdach ja jadę pierwsza, potem zamieniamy się z Michałem, ponieważ łatwo przeoczyć ostatnie stanowisko, a on tę drogę zna lepiej.

Pod ścianą zwijamy linę, pakujemy szpej do plecaka i schodzimy do Brandysówki, by chwilę odpocząć.

Widok na Sokolicę z terenu Brandysówki

Zachód słońca na Sokolicy

Świetna droga! A satysfakcja po jej przejściu nie do opisania. Byłam wdzięczna Michałowi, że pomógł mi zrealizować jedno ze wspinaczkowych marzeń i dumna z siebie, że zdecydowałam się zaryzykować i poprowadzić całą drogę, choć wcale nie była dla mnie taka łatwa, jak zakładałam.

Leżymy sobie w jednej z altanek na terenie Brandysówki ciesząc się po prostu swoją obecnością tak długo, aż zaczyna się ściemniać. Ja chciałabym jeszcze zdążyć zobaczyć zachód słońca na szczycie Sokolicy.

Idziemy więc do góry tą samą stromą ścieżką, którą schodziliśmy pod ścianę, w lesie odbijamy w lewo, tam jeszcze trochę podejścia i jesteśmy. W samą porę!

Chwila wytchnienia i spokoju. Świat staje się prostszy z dala od zgiełku codziennego życia. Słońce znika, jego ostatnie promienie oświetlają wierzchołki drzew i skał. Dolina powoli zanurza się w półmroku.

Prawdziwe szczęście często tkwi w prostych rzeczach – w spokoju, ciszy i pięknie otaczającego nas świata. Takie momenty przypominają mi zawsze, że każdy dzień, nawet ten najzwyklejszy może kończyć się czymś naprawdę wyjątkowym. A czemu o tym piszę właśnie tutaj? Tego wieczoru zostaliśmy właśnie z Michałem parą ❤️

Szczęście wymalowane na twarzy ❤️
❤️❤️❤️
Michał też chciał jakieś zdjęcie na tle zachodu

Po krótkiej sesji zdjęciowej schodzimy już niemal po ciemku do samochodu, pakujemy rzeczy, po czym wracamy do Krakowa.

Jako podsumowanie tego dnia wstawiam ten filmik:

Wspinanie wielowyciągowe na Sokolicy – przydatne informacje

Dolina Będkowska

  • Dolina Będkowska to jedna z siedmiu dolin wchodzących w skład Parku Krajobrazowego Dolinki Krakowskie
  • Jest jedną z najdłuższych dolin Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej
  • Ma długość ponad 7 km i rozciąga się od Łączek Kobylańskich aż do Jerzmanowic
  • Wzdłuż dna doliny biegnie wygodna, asfaltowa ścieżka
  • Jest jednym z ulubionych rejonów wspinaczkowych na Jurze
  • Dolina posiada liczne odnogi w postaci wąwozów i kanionów z wieloma jaskiniami i formacjami skalnymi
  • Najsłynniejszą formacją skalną doliny jest Dupa Słonia
  • Szczególnie warta odwiedzenia jest jaskinia Łabajowa oraz udostępniona do zwiedzania – Jaskinia Nietoperzowa, którą można zwiedzać z przewodnikiem


Do dyspozycji mamy 3 szlaki turystyczne:

  • niebieski prowadzący przez całą długość doliny
  • zielony prowadzący z miejscowości Łazy do Wierzchowia
  • żółty z Będkowic do Paczółtowic

Sokolica

  • Sokolica to górująca nad dnem Doliny Będkowskiej wapienna skała
  • Jest najwyższą skałą w Polsce dostępną do wspinaczki (poza Tatrami) i jednym z symboli całej Jury Krakowsko-Częstochowskiej
  • Na Sokolicy wytyczono ponad 30 dróg wspinaczkowych o różnym stopniu trudności
  • Jako jedna z nielicznych w naszych skałkach oferuje naturalne możliwości wspinania drogami wielowyciągowymi
  • Dawniej skała była nazywana „Grodziskiem” ze względu na odnalezione na jej szczycie szczątki grodu rycerskiego z końca pierwszego tysiąclecia naszej ery
  • Do dzisiaj przetrwały wyraźne ślady wału oraz suchej fosy, które oddzielają Sokolicę od reszty wzgórza
  • U podnóża skały znajduje się popularne gospodarstwo agroturystyczne Brandysówka, a w sezonie na polance pod Sokolicą działa pole namiotowe

Wspinanie wielowyciągowe

  • Wspinanie wielowyciągowe to rodzaj wspinaczki, w której wspinacze pokonują kilka odcinków (wyciągów) drogi wspinaczkowej, zatrzymując się na stanowiskach pośrednich
  • Wyciąg to pojedynczy odcinek drogi wspinaczkowej między dwoma stanowiskami
  • Stanowisko we wspinaczce składa się z kilku punktów asekuracyjnych, połączonych w taki sposób, aby obciążenie rozkładało się równomiernie na wszystkie punkty gwarantując maksymalne bezpieczeństwo dla wspinaczy, którzy z niego korzystają

Jak to wygląda w praktyce?

W dużym uproszczeniu:

  1. Najpierw asekurowany z dołu wspinacz nr 1 prowadzi pierwszy wyciąg.
  2. Po dotarciu do stanowiska, zakłada autoasekurację i zaczyna asekurować z góry wspinacza nr 2.
  3. Następnie wspinacz nr 2 pokonuje pierwszy wyciąg.
  4. Po dotarciu do wspinacza nr 1, wspinacz nr 2 zakłada autoasekurację.
  5. Wyciąg jest skończony i procedura zaczyna się od nowa.


Więcej o wspinaniu wielowyciągowym można przeczytać klikając tutaj.

Sokolica – topo

Topo oraz parę innych informacji można znaleźć klikając tutaj.

Sokolica: Spoko – to nie Maroko (IV) – topo

Tutaj można znaleźć topo drogi Spoko – to nie Maroko (IV) oraz informacje o kilku innych drogach wspinaczkowych.

Dolina Będkowska – jak dojechać?

Parkingi dla samochodów

  • Przy Brandysówce – praking płatny
  • Przed remizą, w centrum Będkowic (50.168, 19.752)
  • Przy cmentarzu w Będkowicach (50.172, 19.749)
  • Parking przy stadionie (obok Kościoła) w Łazach (50.189, 19.7445)
  • Parking między Będkowicami a Kobylanami (50.158, 19.748)

MPK

Z Krakowa możemy dojechać autobusem linii 310. Wysiadamy wtedy na przystanku Będkowice-Borynia i idziemy za znakiem w stronę doliny około 20 minut.

Jak trafić pod Sokolicę?

O tym, jak trafić pod ścianę można przeczytać klikając tutaj.